Mroczny Rycerz / The Dark Knight (2008)

W 2008 roku, choć jeszcze się nie skończył, w kinie mogliśmy doświadczyć wiele różnorodnych doznań. Wielki przygodowy powrót już nieco sędziwego, ale niemniej wysportowanego Indiany Jonesa, oraz kontynuacja przygód Mumii, wreszcie nieco baśniowego klimatu w „Opowieściach z Narnii: Książe Kaspian”, pomysłowe acz słabe thrillery pokroju „Zdarzenia”, niezapomnianą i ambitną animację „Wall-E” oraz komiksowe i efekciarskie ekranizacje, czyli „Iron Man”, „Hulk” i „Wanted”. Jednak wszystkim i tak było mało, bo z niecierpliwością czekali na kolejną część Batmana, o której było głośno z bardzo wielu powodów. Po udanym i przyjętym z entuzjazmem widzów wskrzeszeniu filmów o Człowieku-Nietoperzu poprzez „Batman: Początek”, Christopher Nolan kontynuuje swoją nowatorską wizję, zupełnie odmienną od poprzednich części, czyli typowo komiksowych i surrealistycznych produkcji Burtona oraz nijakich (bo trudno inaczej określić filmy ośmieszające wręcz Batmana) parodii Joela Schumachera, z Robinem i Batgirl w tle.
I tak: znów za Gotham obrano plenery Chicago, znów Batmobil zrobiony jest na kształt pojazdu pancernego z bajerami, znów Batman ma zachrypnięty głos, by nikt w Gotham nie mógł go rozpoznać. Do tego powrót dwóch wyrazistych czarnych charakterów, oglądanych w kilku ostatnich częściach, ale tym razem przedstawionych kompletnie inaczej, w osobie Człowieka Dwie-Twarze, oraz psychopaty o twarzy clowna – Jokera. Oczywiście jest to znowu indywidualna wizja Nolana, więc tym razem Two-Face nie ma różowej maści na jednej połówce twarzy, a Joker nie wpada do kadzi z chemikaliami. Mamy za to interesującą przemianę, oraz przerażające studium psychiki szaleńca. Czyli znów sporo realizmu w opowieści o Batmanie, a fakt ten dzieli i łączy wszystkich fanów.
Gotham to miasto wiecznie niebezpieczne, nawet jeśli na straży stoi Batman oraz komisarz Gordon. Teraz jest o tyle gorzej, że władzę w kryminalnym światku powoli obejmuje psychopatyczny i wyjątkowo niebezpieczny Joker. Sługa chaosu o twarzy clowna, przestępca jakiego wcześniej nie było, podstępny i nieobliczalny, wprowadza w mieście anarchię i wszechobecne zło. Wobec bezradności Batmana do pomocy wkracza prokurator Harvey Dent, który nie jednego bandytę wsadził już za kratki.
Tak w skrócie wygląda fabuła „Mrocznego Rycerza”. Już sam tytuł każe nam zrozumieć, że to wcale nie sam Batman będzie grał tu pierwsze skrzypce. Jest to jak na razie jedyna część, w której nie pojawia się bezpośrednio imię człowieka-nietoperza. I jest to zabieg całkowicie zamierzony. Na pierwszy plan wysuwa się Joker: on ma przysłowiowe karty w dłoniach, on jest szybszy, bardziej przebiegły, sprytniejszy, każde jego pojawienie się na ekranie to prawdziwy stek emocji. Jego postać owiana aurą swoistej psychozy, manipuluje uczuciami zarówno mieszkańców Gotham jak i naszymi. Trudno właściwie przewidzieć, jaki będzie jego następny krok. Joker jest tak przekonywujący i prawdziwy, że w pewnym momencie odniosłem wrażenie, iż zaraz to ja stanę się ofiarą magicznej, ołówkowej sztuczki albo to mi krzyknie prosto w twarz, szczerząc swoje żółte zęby: „Why so serious?” Trzeba przyznać, że to nie tylko zasługa fantastycznego rozrysowania tej postaci przez scenarzystów, ale w przeważającej części Heatha Ledgera, odtwarzającego jego rolę. Początkowo mocno naciągane wydawały mi się pogłoski jakoby ta rola tak wykończyła aktora psychicznie, że nie mógł spać po nocach. Po obejrzeniu jestem w stanie w to uwierzyć – Ledger gra z wielkim zaangażowaniem, widać, że włożył całego siebie, by Joker był jak najbardziej psychodeliczny. Jego głos, mimika, specyficzne mlaskanie podczas mówienia, wreszcie postura oraz śmiech, tworzą z Jokera prawdziwie soczysty czarny charakter, jakiego kino dawno nie widziało.
Obok Jokera dość kluczową postacią jest Harvey Dent, czyli innymi słowy człowiek Dwie-Twarze. Jest to bohater, który w czasie filmu stopniowo ewoluuje. Początkowo to symbol prawości, rozumu, sprawiedliwości, by w miarę rozwoju wydarzeń stać się brutalnym mścicielem, który nie baczy na zło oraz dawne ideały i przechodzi na stronę Jokera. Choć wydaje mi się, że sama przemiana jest w przedstawiona w podobny sposób, jak wyglądało to w przypadku Anakina Skywalkera, znów mamy tutaj brak pogodzenia się ze stratą, czymś nieuniknionym, przejście na „ciemną stronę”, choć w nieco innych barwach. Postać Two-Face była nie lada wyzwaniem dla Aarona Eckharta, bo przecież w filmie miał pokazać Dwie-Twarze nie tylko w sensie dosłownym, ale i charakterologicznym. I trzeba przyznać, że z zadania wywiązał się więcej niż solidnie. „Mroczny Rycerz” powinien być dla niego przystankiem do lepszych, ambitniejszych i trudniejszych ról niż np. w „Dziękujemy za palenie”, czy „Życiu od kuchni”.
Reszta aktorów i postaci jest w cieniu dwóch czarnych charakterów. Batman przeżywa czas zwątpienia, poza tym Nolan nie zagłębia się w jego psychikę tak jak w „Begins”. Jasne jest więc, że także Christian Bale nie miał tak wielkiego pola manewru jak dwaj wyżej wymienieni aktorzy. Jego gra nie była ani zła ani dobra – przeciętna. Jak zwykle nie zawiódł Gary Oldman, który potwierdził, że potrafi grać nie tylko okrutnych złoczyńców, ale i stróżów prawa. Dostojny Michael Cane, wcielający się w sypiącego refleksjami i mądrymi cytatami Alfreda, pasuje jak mało kto do tej roli. Widać u niego tę dojrzałość, a z jego postaci aż kipi ciepło i spokój. Na dobre wyszła też zmiana aktorki, jeśli chodzi o postać Rachel – Maggie Gyllenhaal może nie grzeszy urodą, ale gra o wiele lepiej i nie razi aż tak, jak robiąca dziwne miny i sztuczna Katie Holmes. Cieszy też, że Nolan pominął wątek romansowy pomiędzy Batmanem, a jego dziewczyną, który był powielany w każdej z poprzednich części.
Christopher Nolan, jak wspomniałem, totalnie odrzucił komiksowy klimat filmu. Właściwie gdyby nie postać Batmana, obraz byłby w stu procentach rasową mieszanką thrillera z kryminałem i filmem akcji. Trzeba przyznać, że twórca tak rewelacyjnych i pomysłowych produkcji jak „Memento” czy „Prestiż” znów stara się utrzymać w swej produkcji klimat mroku i ludzkiego upodlenia. Kilka scen wręcz zapiera dech w piersiach i z pewnością przejdzie do historii kina, chociażby moment przesłuchania Jokera na komisariacie. Nolan kręcił film wedle myśli Hitchocka, czyli na początku mamy bum, a potem napięcie rośnie. Świetnie wyważył momenty akcji i popisu efektów specjalnych oraz dialogów. Każdy znajdzie coś dla siebie, a film, choć jest dość długi jak na multipleksowe super produkcje, nie nudzi ani chwili.
Spore znaczenie dla całego klimatu filmu mają muzyka i zdjęcia. Dwaj wielcy twórcy muzyki filmowej, czyli Hans Zimmer i James Newton Howard, stworzyli po raz kolejny zgrany duet, świetnie kontynuując dawne tradycje bardzo dobrych soundtracków z Batmana autorstwa Danny’ego Elfmana. Mamy pełne napięcia, niepokoju kompozycje związane z Jokerem, zmienne i kontrastowe utwory obrazujące Harveya Denta, oraz te mniej pewne, trudne do określenia, mroczne, które w pewien sposób oddają postać Batmana. Również Wally Pfister – autor wszystkich zdjęć do produkcji Nolana, nie zawiódł. Gotham, mimo iż jest zwykłym miastem, jest takie, jakie miało być – niebezpieczne. Mimo iż wielu ludzi zarzuca Pfisterowi, że często ujęcia kręcone są w czasie dnia, to według mnie jest to dodatkowy atut. Przestępcy nie boją się atakować w biały dzień, co tylko pokazuje ich hegemonię, a film wbrew pozorom staje się jeszcze bardziej mroczny.
Oczywiście „Mroczny Rycerz” ma parę błędów. Wydaje się, że scenarzystom zabrakło weny pod koniec pisania, bądź po prostu coś zostało im narzucone. Zakończenie jest dość naciągane, momentami chaotyczne i kontrastuje nieco z całym tłem filmu, czyli ogólnym mrokiem, chaosem, zepsuciem. Próbowano zestawić ze sobą przestępców i ludzi prawych, pokazać jednocześnie i dobro mieszkańców Gotham, jednak wcześniej Nolan z wielką konsekwencją i uporem maniaka pokazywał zepsucie całego miasta. Czemu nagle przestępcy stają się potulni jak baranki, nie próbują się buntować? A mniejsze zło, czyli cywile, nie są żądni krwi tych, którzy zasłużyli sobie na karę? Kompletnie niewytłumaczalne, bo ten wątek miał spory potencjał dramatyczny, gdyby tylko został wpleciony do filmu wcześniej i poprowadzony zupełnie inaczej. Podobnie rzecz się dzieje z motywem nieetycznej „zabawy w Boga”. Toż to zamach na realizm całej opowieści oraz potwierdzenie braku pomysłowości na rozwiązanie problemu Jokera.
„Mroczny Rycerz” to film ostatnio niespotykany. Superprodukcja, bardzo długi, z rozwiniętą fabułą, momentami zaskakujący, ze świetnymi czarnymi charakterami, rewelacyjnym aktorstwem i przede wszystkim nie aż tak efekciarski, jak można było się spodziewać. Fani komiksowych przerysowań mogą być zawiedzeni. Jednakże wszelkie porównania między Burton-owskim surrealizmem, a realizmem Nolana powinny zostać zaprzestane, bo to jak zestawienie ze sobą Obcego Ridleya Scotta i tego stworzonego przez Camerona. Oba świetne, ale też inne klimatycznie i wizjonersko.
Tytuł oryginalny: The Dark Knight
Reżyseria: Christopher Nolan
Scenariusz: Christopher Nolan, Jonathan Nolan
Zdjęcia: Wally Pfister
Muzyka: Hans Zimmer, James Newton Howard
Produkcja: USA
Gatunek: Sci-Fi, Akcja
Data premiery (Świat): 14.07.2008
Data premiery (Polska): 8.08.2008
Czas trwania: 152 minuty
Obsada: Christian Bale, Heath Ledger, Aaron Eckhart, Michael Cane, Gary Oldman, Maggie Gyllenhaal, Morgan Freeman