Resident Evi 5: Retribution / Resident Evil 5: Retrybucja (2012)

Życie bywa przewrotne, a jego zawirowań nikt nie jest w stanie przewidzieć. Czwarta odsłona „Resident Evil”, która w większości zraziła do siebie fanów zarówno samej gry, jak i trzech wcześniejszych części, zarobiła na świecie niemal $300 mln. Obrazowo rzecz ujmując, walka Alice z bezwzględną korporacją, którą w kinach mogliśmy oglądać w 2010 roku przyniosła dochód niewiele mniejszy niż trzy pierwsze obrazy z tej serii razem wzięte! Nic więc dziwnego, że kolejne części wydawały się być tylko kwestią czasu, czasu którego upłynęło zaledwie dwa lata. To właśnie w 2012 roku Alice pod okiem ojca sagi (prywatnie męża) Paula W.S. Andersona ponownie wkroczyła na wojenną ścieżkę z Umbrellą. Jak tym razem poradziła sobie nasza bohaterka z zastępami zombie i innej maści potworów? Zapraszam do lektury.
Po wydarzeniach z czwartej części kontrolę nad Umbrellą ponownie przejmuje Czerwona Królowa. Jej cel jest prosty – zniszczyć wszelkie życie na naszej planecie. Albert Wesker zrozumiał, że popełnił błąd, lecz jest już za późno. Ostatnią nadzieją dla ludzkości po raz kolejny okazuje się być Alice, która jednak więziona jest w tajnej bazie korporacji położonej na Kamczatce. Pozbawiona wirusa nie może w żaden sposób stanąć do równej walki z bezwzględnym komputerem i gdy wydaje się, że jej czas dobiega końca, oddział partyzantów dokonuje ataku cybernetycznego na zabezpieczenia placówki i pomaga jej uciec. Teraz wszyscy muszą wydostać się na zewnątrz i wrócić z powrotem do Stanów, gdzie ostatni bastion ludzi rozpaczliwie odpiera ataki zmutowanych owoców pracy korporacji Umbrella…
„Resident Evil 5: Retrybucja” rozpoczyna się w tym samym miejscu, w którym kończy się „Afterlife”. Stąd od razu dobra rada, jeżeli chcecie bezboleśnie odnaleźć się w wydarzeniach części piątej lepiej przed seansem przypomnieć sobie to, co stało się w roku 2010. Otwierająca film sekwencja ataku korporacji na okręty z ocalałymi ludźmi od razu daje nam też jasno do zrozumienia, na czym głównie skupił się reżyser. Skoro czwórka sprzedała się tak dobrze, dzięki zupełnie innemu podejściu do tematu, to po co kombinować. Ponownie więc pan Anderson stawia przede wszystkim na akcję, zabawę konwencją i efekty specjalne, które naprawdę potrafią wcisnąć w fotel. Wręcz genialnie wprowadza nas w to filmowe widowisko wspomniana już pierwsza scena, którą oglądamy puszczoną od tyłu. Choć jest to prosty, wręcz banalny zabieg, to w połączeniu z tym, co widzimy na ekranie i wspaniałą, epicką muzyką rzuca na kolana. Co jednak najważniejsze, twórca wyraźnie wziął sobie do serca żale widzów i tym razem bardziej postarał się dopieścić stronę 3D. Choć osobiście mam już serdecznie dość wszelakich filmów w tej technologii (tylko w kinie, w domu zaś na 65-calowym telewizorze wręcz zakochałem się w 3D!) to jednak tu seans minął mi tak szybko i bezboleśnie, że nie zdążyłem nawet pomyśleć o tych niewygodnych i ciężkich okularach. Zwyczajnie nie było na to czasu, gdyż od pierwszej do ostatniej sekundy na ekranie cały czas coś się dzieje. Anderson co chwila rzuca nas w miejsca, które już doskonale znamy z wcześniejszych części, dokłada nam też kolejnych rozpoznawalnych bohaterów (tak, są to klony postaci, którym zdarzyło się umrzeć w tej serii, czy to aż tak ciężko zrozumieć?) i wszystko kręci się aż miło. To Tokio, to Moskwa, to dom „rodzinny Alice”, to podziemia Umbrelli, a w nich niezapomniana Rain (w podwójnej roli Michelle Rodriguez), Jill Valentine (Sienna Guillory), porucznik One (Colin Salmon), Albert Wesker (Shawn Roberts), czy Carlos Olivera (również podwójna rola Odeda Fehra). Myślę, że dla fanów tej serii ponowne spotkanie tych postaci będzie z pewnością sporą frajdą. Gdy kolejno pojawiali się oni na ekranie jako żywo przed oczami stanęła mi piąta część „Szybkich i wściekłych”, gdzie twórcy również zdecydowali się połączyć siły wszystkich najważniejszych aktorów znanych z wcześniejszych części. Jak wiemy, był to strzał w dziesiątkę i tu też z pewnością zaliczyć można to na plus. Bez dwóch zdań ogromną zaletą okazuje się być także muzyka skomponowana przez enigmatyczny duet tomandandy w osobach Andy’ego Milburna i Toma Hajdu. Są to naprawdę interesujący panowie, którzy już niejednokrotnie udowadniali swój kunszt artystyczny, lecz tak na dobrą sprawę wciąż wiadomo o nich bardzo niewiele. Wydaje się więc, że chcą być znani przede wszystkim ze swojej twórczości i dopóki będą serwować nam takie soundtracki jak ten w „Resident Evil 5: Retrybucja” to niech tak zostanie.
Co natomiast „boli” piątą odsłonę tej serii? Z pewnością fabuła, której tak na dobrą sprawę wcale nie ma. Reżyser jednak już sprawdził nastawienie widzów do takiej konwencji w części czwartej i skoro wówczas niewielu to przeszkadzało, postanowił więc tego nie zmieniać. I tak oto przenosimy się od akcji do akcji zupełnie luźnymi odsyłaczami, pomijając jakąkolwiek spójność i logikę. W sumie tym razem spodziewałem się podobnego zagrania, więc gdy tylko uświadomiłem sobie, że mam rację, w pełni oddałem się ekranowej rozwałce. Przy takim podejściu do scenariusza, aktorzy (poza Millą Jovovich) wydają się być absolutnie zbędni. Stąd z pewnością na ekranie nie zobaczycie niczego spektakularnego w wykonaniu zatrudnionej ekipy. Rzucani są oni (dosłownie) na pożarcie i gdy ktoś, gdzieś po drodze przypadkowo polegnie, to za 10 sekund skupimy naszą uwagę na kolejnym mięsie armatnim i tak w kółko. Tak więc w tym sektorze bez fajerwerków, ale to i tak nikogo nie interesuje…
Bo w serii „Resident Evil” od zawsze widzów interesowała akcja, a tyle, ile otrzymamy jej w części piątej z pewnością wystarczy, aby doskonale bawić się podczas seansu. Jak chwaliłem scenę pierwszą, tak nie wiem, co powiedzieć o ujęciu końcowym. W przypadku odsłony czwartej po prostu wiedziałem, że w krótce powstanie kolejna i… w sumie nic w tym kontekście mnie nie interesowało. Obojętne było mi co, kiedy i jak. Teraz jednak po tym, co zobaczyłem tuż przed napisami końcowymi, nic już nie jest mi tak obojętne i po prostu chcę, aby szósta część tej sagi zawitała do kin jak najszybciej. W końcu Alice musi wygrać starcie z Umbrellą i mam nadzieję, że uczyni to w sposób najbardziej spektakularny z możliwych!
Ocena: 7/10
Tytuł oryginalny: Resident Evil: Retribution
Reżyseria: Paul W.S. Anderson
Scenariusz: Paul W.S. Anderson
Zdjęcia: Glen MacPherson
Muzyka: tomandandy
Produkcja: Kanada, Niemcy
Gatunek: Horror, Akcja
Data premiery: 14 września 2012 (Polska), 14 września 2012 (świat)
Data premiery (świat): 14.09.2012
Data premiery (Polska): 14.09.2012
Czas trwania: 95 minut
Obsada: Colin Salmon, Oded Fehr, Kevin Durand, Robin Kasyanov, Johann Urb, Boris Kodjoe, Bingbing Li, Aryana Engineer, Michelle Rodriguez, Sienna Guillory, Milla Jovovich