Frankenfish (2004)

Zdarzały się okresy, w których przez pewien czas nie było słychać o filmach opowiadających o jakiś przerośniętych gadach, ssakach, rybach czy owadach. Być może twórców odstraszyła ostra fala krytyki, jaka spadła np. na film „Atak pająków”, który okazał się totalną klapą… Nikt za bardzo nie chciał ryzykować wydawania dość sporych pieniędzy na obraz, który poza wywołaniem negatywnych odczuć u widza, nie zrobi nic więcej. Jednak w końcu doszło do pewnego przełomu w branży filmowej i jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać kolejne pozycje o „Frankenstainowatych zwierzakach”. Pojawiła się kontynuacja „Anakondy”, następnie mniej znana pozycja „Boa vs. Python”, a następnie na światło dzienne wyszły trzy kolejne obrazy o wspomnianej tematyce: „Frankenfish”, „Snakehead Terror” i „Gargoyles”. Nie ukrywam, że jestem miłośnikiem takich filmów i z wielką przyjemnością „połykałem” te pozycje, a to, jakie zrobiły na mnie wrażenie, w najbliższym czasie postaram się wam naświetlić, a zacznę właśnie od filmu „Frankenfish”.
Młody lekarz medycyny sądowej Sam Rivers, wyrusza do małej miejscowości Otley, w celu rozwikłania tajemniczej śmierci rybaka Johna Cranktona. Początkowo wszystkie dowody wskazywały na to, iż Jahna zaatakował jeden z aligator, których na miejscowych bagnach nie brakowało. Jednak po dokładniejszych oględzinach pojawiły się pierwsze wątpliwości odnośnie tej tezy. Aby osobiście przekonać się, jaki gad jest odpowiedzialny za śmierć miejscowego rybaka, Sam wyrusza do serca ogromnych bagien. W podróży na miejsce wypadku towarzyszy mu śliczna pani biolog z Departamentu Leśnictwa i Rybołówstwa, Mary Callahan. Po kilkugodzinnej podróży docierają w końcu do niewielkiej osady, w której mieszkał John. Niestety nikt nie umiał im racjonalnie wyjaśnić, co przytrafiło się denatowi. Wszystko, czego się dowiedzieli to to, że jakiś czas temu pojawiły się na bagnach jakieś dziwne stworzenia, które zabijają wszystko, co żyje dookoła nich. Stwory te najprawdopodobniej przypłynęły kilka tygodni wcześniej na tajemniczej łodzi. Niewiele myśląc, Sam, Mery i Elmer – jeden z miejscowych rybaków, przyjaciel zabitego – wyruszają, aby sprawdzić, co było ładunkiem trefnej łodzi. To, co tam odkryją, na zawsze zmieni ich życie. Czy uda im się wyjść cało z tej wyprawy i z czym będą musieli walczyć, przekonajcie się już sami. Ja dodam tylko tyle, że naprawdę warto.
Muszę przyznać, że byłem pod dużym wrażeniem tego obrazu. Rzadko miałem przyjemność oglądać tak dobry horror z udziałem zmutowanych gadów. W tym filmie doskonale udało się połączyć reżyserowi elementy kina przygodowego i horroru. Od samego początku buduje się wspaniały mroczny klimat, a tworzą go między innymi wspaniale dobrane miejsca kręcenia poszczególnych scen, tajemnicza muzyka i dobra gra aktorów. Duża część filmu rozgrywa się w nocy, co oczywiście jak na horror przystało jest dużym plusem. Całość domyka ciekawy pomysł i nienaganna realizacja. Jedyny mankament, jaki można zarzuć temu obrazowi to troszkę nieudolne efekty specjalne, które czasami dość mocno bodą w oczy. Nie jest to jednak super produkcja i dlatego też pewne rzeczy są troszeczkę niedopracowane. Oczywiście nie chodzi mi tu o efekty specjalne uśmiercania kolejnych osób, bo te zrobione są wyjątkowo krwawo i dobrze, tylko o sam efekt zmutowanych potworów. No, ale jak już wspominałem nie jest źle i mimo wszystko film ten powinien się podobać nie tylko fanom horrorów, ale też pozostałym kinomanom.
Ocena: 7/10
Tytuł oryginalny: Frankenfish
Reżyseria: Mark A.Z. Dippé
Scenariusz: Simon Barrett, Scott Clevenger
Zdjęcia: Eliot Rockett
Muzyka: Ryan Beveridge
Produkcja: USA
Gatunek: Horror, Akcja, Komedia
Data premiery (świat): 09.10.2004
Czas trwania: 84 minuty
Obsada: Tory Kittles, KD Aubert, China Chow, Mark Boone Junior