Piraci z Karaibów: Skrzynia umarlaka / Pirates of the Caribbean: Dead Man’s Chest (2006)

Captain Jack is back! Po niesamowitym i zarazem niespodziewanym sukcesie filmu w reżyserii Gore’a Verbinskiego z 2003 roku, „Piraci z Karaibów: Klątwa Czarnej Perły” nikt nie miał wątpliwości, że musi powstać jego kontynuacja. Decyzja o nakręceniu sequela została podjęta w miesiąc od premiery pierwszej części. Niewiele później producent Jerry Bruckheimer oficjalnie zmienił zdanie i oznajmił, że powstanie nie jedna a od razu dwie części przygód kapitana Jacka Sparrowa i jego załogi. Decyzję swą argumentował tym, że główni aktorzy występujący w tym projekcie są rozchwytywani w Hollywood i zgromadzenie ich wspólnie na planie nie jest takie proste. Zresztą materiał na scenariusz, jakim wówczas dysponował spokojnie nadawał się na nakręcenie dwóch i to naprawdę długich filmów. Widzowie już w pierwszej części bardzo pokochali kapitana Jacka i aby ten „nie spoczął na dnie wraz ze swoim okrętem” zadanie, jakie stało przed twórcami „Skrzyni Umarlaka” było niezwykle trudne do zrealizowania – wszak wiemy jak wiele sequeli kończyło się porażką. Reżyser jednak klął się na wszystkie świętości, że nie sprofanuje swojego dorobku z pierwszej odsłony pchając do przodu całą akcji tylko i wyłącznie postacią Jacka Sparrowa. Jak powiedział, tak uczynił, tworząc hit, który jak już teraz widmowo jest nie tylko największym przebojem tego roku, ale i jednym z największych filmowych osiągnięć wszechczasów…
Po przygodach z pierwszej odsłony, Will i Elizabeth zostają aresztowani i osadzeni w więzieniu za pomoc w ucieczce kapitana Jacka Sparrowa. Za udzielenie wsparcia jakiemukolwiek piratowi kara mogła być tylko jedna – śmierć. Jednak Will dostaje od lorda Cutlera Becketta pewną propozycję, która w obliczu śmierci wydaje się być nie do odrzucenia. Beckett oferuje wolność jemu i jego ukochanej, a nawet jest skłonny ułaskawić samego Sparrowa, w zamian za kompas, z który ten ostatni się nie rozstaje. Na pierwszy rzut oka cała misja wydawała się być dziecinną igraszką, której uwieńczenie w końcu pozwoli wziąć upragniony ślub Willowi i Elizabeth. Niestety już na samy początku wyprawa Turnera bardzo się komplikuje, gdyż znalezienie Jacka, który od czasu ucieczki zdążył się już ponownie wpakować w kłopoty, wcale nie było rzeczą łatwą. Jednak za cenę spokojnego życia z ukochaną kobietą, Will skłonny jest kapitana Sparrowa szukać nawet w samym piekle i szczerze powiedziawszy osobiście wolałbym odwiedzić siedzibę diabła, bo tam gdzie uda się Turner jest znacznie gorzej…
Aby jednym zdaniem podsumować najnowsze dzieło reżysera Gore’a Verbinskiego do pierwszego sloganu tej recenzji: „Captain Jack is back”, należy dodać: „in a great style”! Nie ukrywam, że z wielkim sceptycyzmem podchodziłem do pierwszych informacji na temat kontynuacji „Piratów z Karaibów”, gdyż podejrzewałem, iż jak większość sequeli okaże się on tylko i wyłącznie formą opróżnienia naiwnym widzom zbyt grubych portfeli. Jednak wstępne komentarze zarówno widzów jak i krytyków, a także zarobione pieniądze w pierwszy weekend ($136 mln) rozwiały moje wątpliwości co do jego klasy i poziomu. To nie mógł być przypadek, „Skrzynia Umarlaka” jest genialna od początku do końca. Klimatyczna, humorystyczna, trzymająca w napięciu, zaskakująca i do tego z niezwykle przemyślana akcja okraszona wspaniałą muzyką i świetną grą aktorską (z mały wyjątkiem, który nawet dla mnie był zaskoczeniem, ale o tym w dalszej części recenzji) zadowolić musi każdego widza. Ze względu na brak czasu w lipcu, na seans drugiej odsłony przygód kapitana Sparrowa wybrałem się dokładnie trzy tygodnie po jego polskiej premierze i po raz pierwszy spotkałem się z czymś takim, że po tak długim okresie wyświetlania jakiegokolwiek filmu w kinach można mieć problem z kupnem na niego biletu?! Po skończonej projekcji byłem zachwycony, zresztą nie tylko ja, ale i wiele innych osób w bardzo entuzjastyczny sposób komentowało wyczyny Johnny’ego Deppa i jego kolegów z planu. „Piraci z Karaibów: Skrzynia Umarlaka” to wspaniała rozrywka dla każdego
, niezależnie od wieku, płci i zainteresowania, to ucieczka w krainę zapomnienia, od codziennych trosk i zmartwień, to film, który pozwala nam na odwiedzenie miejsc rodem z naszych dziecięcych fantazji.
Na sukces tego dzieła składa się przede wszystkim odwaga i pomysłowość jego twórców w osobach reżysera Gore Verbinskiego, producenta Jerry’ego Bruckheimera, scenarzystów Teda Elliota i Terry’ego Rossio, kompozytora Hansa Zimmera oraz operatora kamery, naszego rodaka, Dariusza Wolskiego. Historia kina przygodowo-marynistycznego zaczęła się w latach dwudziestych minionego stulecia. Dokładnie w 1926 roku mistrz niemego kina przygodowego Douglas Fairbanks obrazem „Czarny Pirat” („The Black Pirate”), rozpoczął swoistego rodzaju modę na opowieści o morskich opryszkach rabujących inne statki i nieustannie poszukujących skarbów. Inspirację do swojego pierwszego obrazu Fairbanks czerpał między innymi z książek „The Treasure Island” Roberta Louisa Stevensona z 1883 roku oraz „Captain Blood”, Rafaela Sabatiniego z 1922 roku. Perfekcyjne połączenie przygody, brawurowej akcji, humoru i miłości sprawiły, że obie te powieści do teraz uważane są za wzorzec, jeżeli chodzi o tematykę piracką. To właśnie te dwie pozycje praktycznie od samego początku zaistnienia morskich opryszków w świecie filmu stanowiły punkt wyjścia dla każdego reżysera sięgającego to tego typu opowieści. Kinematografia jednak nie zawsze była łaskawa dla gatunku przygodowo-marynistycznego. Legendy o pirackich załogach swoją największą sławę święciły w latach lat 30-tych i 40-tych ubiegłego wieku. Do najgłośniejszych obrazów z tego okresu zaliczyć można „Wyspę skarbów” z 1934 roku w reżyserii Victora Fleminga z Wallacem Berrym w roli Silvera, dwa świetne obrazy Michaela Curtiza, stworzone na podstawie powieści Sabatiniego, „Kapitan Blood” („Captain Blood”) z roku 1935 i „Morski jastrząb” („Sea Hawk”) z roku 1939, oraz „The Black Swan” z 1942 roku w reżyserii Henry’ego Kinga z Tyronem Powerem w roli głównej. Lata pięćdziesiąte to już niestety schyłek popularności tych awanturniczych opowieści. Obrazy pochodzące z tego okresu zostały niemal całkowicie pozbawione charakterystycznego blasku i wigoru, towarzyszącemu prawie każdemu z filmów wcześniejszych dwóch dekad. Pomimo zatrudniania bardzo popularnych aktorów i angażowania najlepszych twórców kolejne projekty z tego gatunku okazywał się klapami finansowymi. W latach 1950-1990 dobrych pozycji z tego nurtu ukazało się raptem kilka, a słabych całe setki. Chyba jedną z najbardziej spektakularnych wpadek zaliczył obraz naszego rodaka Romana Polańskiego, „Piraci” z 1986 roku. Ten kosztujący ponad $40 mln film zarobił w Stanach niecałe $2 mln i z takim wynikiem został całkowicie wycofany z kin. Po takiej, powiedzmy sobie wprost, katastrofie żadna z wytwórni przez długi okres czasu nawet nie próbowała nawiązywać do tego gatunku. Po niemal dziesięciu latach przerwy piraci ponownie próbowali „wypłynąć na szerokie wody” tym razem z pomocą reżysera Renny’ego Harlina w filmie z 1995 roku, „Wyspa piratów” („Cutthroat Island”), niestety „poszli oni na dno” z jeszcze większym hukiem niż ci z obrazu Romana Polańskiego. Ten kosztujący niemal $90 mln obraz na całym świecie zarobił niewiele ponad $10 mln… Po tym fakcie wszystko już było jasne tematyka morskiego piractwa nie ma już szans przebicia w zdominowanym fantastycznymi opowieściami kinie. Ale czy na pewno? Absolutnie nie. Piraci wciąż są popularni, jedynie potrzebowali kogoś, kto wprowadzi ich na zupełnie inne wody, potrzebowali kogoś takiego jak Gore Verbinski, reżysera, który w jednym filmie znakomicie wywarzy elementy pradawnych legend o morskich potworach, ukrytych skarbach, przeklętych kapitanach i ich demonicznych załogach, z rzeczywistym rysem pirackiego życia, a ponadto przyprawi to wszystko brawurową akcją szczyptę humoru, miłości i przygody. Wspaniały, spójny scenariusz pozwolił na jednym planie zgromadzić wiele współczesnych znakomitości światowej kinematografii, takich jak Johnny Depp, Orlando Bloom, Keira Knightley, Bill Night, Kevin McNally, Jack Davenport, czy Stellan Skarsgård. To właśnie w dużej mierze ta cala plejada gwiazd wznosząc się na wyżyny swoich umiejętności aktorskich, wyrwała piracką tematykę z głębokiego letargu. Największy wpływ na sukces pierwszej i drugiej części „Piratów z Karaibów” ma bez wątpienia jeden aktor, a jest nim Johnny Depp. Genialny pod każdym względem, do bólu zabawny, w roli kapitana Jacka Sparrowa czuje się niczym ryba w wodzie. Wielu ludzi próbuje się w tej kreacji doszukiwać naśladownictwa mistrza komedii Jima Carrey’a, lecz wierzcie mi nic bardziej mylnego. Jak sam gwiazdor podkreślał inspirację do tej roli czerpał z dwóch źródeł – realnego, czyli wizerunku legendarnego gitarzysty Rolling Stonesów, Keitha Richardsa, który zresztą miał się pojawić w drugiej części jako ojciec Sparrowa, niestety trasa koncertowa zespołu pokrzyżowała plany producentów, związane właśnie z osoba artysty, oraz fikcyjnego, czyli zachowania bohatera jednej z kreskówek „Looney Tunes”, Pepe Le Smroda. Ta wybuchowa mieszanka dwóch tak zwariowanych osobowości pozwoliła Johnny’emu na stworzenie jednej z najznakomitszych kreacji w całej historii kinematografii. Brak mi komplementów, aby w 100% podsumować wyczyny tego aktora, najlepiej osobiście wybrać się na ten film do kina i przekonać się o kunszcie pana Deppa. Następne dwie wielkie gwiazdy tego filmy, czyli Orlando Bloom i Keira Knightley ze swoich ról wywiązali się w kratkę – Bloom bardzo nieporadnie zaprezentował się w części pierwszej, natomiast Knightley, co było dla mnie ogromnym rozczarowaniem, bardzo słabo wypadła w części drugiej. Jej postać gdzieś od połowy filmu po prostu zaczęła działać mi na nerwy, a scena, w której Keira biega rozhisteryzowana po plaży niczym zbuntowana nastolatka całkowicie wyprowadziła mnie z równowagi… Cóż, nie ona gra główne skrzypce w tym projekcie i to akurat jest plus, bo inaczej „Skrzynia Umarlaka” mogłaby stracić specyficzny urok. Zaskoczył mnie również Orlando z tym, że on akurat zrobił to w pozytywny sposób. Jego postać znacznie rozwinęła swój potencjał, nie jawi się on nam już jako naiwny młodzian, który z byle powodu sięga po miecz i wykrzykuje na wszystkie strony jak on to wspaniale wprawiony jest w szermierce. W drugiej części Willa Turnera poznajemy już jako twardo stąpającego po ziemi młodzieńca, który w imię miłości i szczęścia ukochanej jest w stanie poświęcić wszystko, nawet własne życie. Choć może miejscami jego postać wydaje się być przejaskrawiona, to jednak w porównaniu z pierwszą odsłoną każdy wspominać ją będzie znacznie lepiej.
Podsumowując „Piratów z Karaibów: Skrzynię Umarlaka” powiem wprost, jest to film genialny i kwestia ta w nie podległa głębszej polemice. Jest w nim wszystko, czego oczekuje się od współczesnego superprzeboju kinowego, przygoda, akcja, miłość, poświęcenie, dramat, napięcie i tona humoru. Wspaniały od początku do końca. Pomimo, iż trwa prawie dwie i pół godziny w ogóle nie doskwiera nam nuda, a w momencie, gdy pojawiają się napisy końcowe, aż trudno uwierzyć, że czas projekcji już minął. „Skrzynia Umarlaka” urzeka wszystkim: muzyką, klimatem, efektami specjalnymi, atmosferą i zdjęciami, naprawdę nie ma się do czego przyczepić. To czysta rozrywka w najlepszym wydaniu. Od światowej premiery minęło siedem tygodni, a film do tej pory (20.08.2006) zarobił już na świecie $923 mln. Wiosek, więc jest tylko jeden, „Piratów z Karaibów: Skrzynię Umarlaka” jest to jeden z najbardziej kasowych filmów wszechczasów. Granica miliarda dolarów powinna zostać przekroczona dnia 27.08.2006 roku, gdyż cały czas obraz ten czeka na swoja premierę we Włoszech i Grecji. Czy piraci pod dowództwem kapitana Sparrowa strącą w rankingu najbardziej kasowych filmów z fotelu wicelidera trzecią odsłonę „Władcy Pierścienia” przekonamy się już za niecały miesiąc, a do tego czasu kto jeszcze nie był w kinie niech czym prędzej wskakuje na pokład Czarnej Perły, stawia żagle i wyrusza całą naprzód, aż na sam koniec świata…
Ocena: 10/10
Tytuł oryginalny: Pirates of the Caribbean: Dead Man’s Chest
Reżyseria: Gore Verbinski
Scenariusz: Ted Elliott, Terry Rossio
Zdjęcia: Danriusz Wolski
Muzyka: Hans Zimmer, Klaus Badelt
Produkcja: USA
Gatunek: przygodowy
Data premiery (świat): 2006-07-06
Data premiery (Polska): 2006-07-21
Czas trwania: 150 minut
Obsada: Johnny Depp, Orlando Bloom, Jack Davenport, Keira Knightley