Resident Evil (2002)

Gra Resident Evil (znana też pod nazwą Biohazard) po raz pierwszy światło dzienne ujrzała w 1996 roku. Stworzona pod banderą japońskiej firmy Capcom z miejsca została okrzyknięta pozycją kultową. Na początku nikt nie spodziewał się aż tak wielkiego sukcesu, dlatego też pierwotnie tytuł ten został wydany tylko na platformę PlayStation. Ta decyzja jednak bardzo szybko uległa modyfikacji i historię bohaterów uwięzionych w Raccoon City mogły także poznać osoby wykorzystujące do gry innego rodzaju sprzęt. Pomimo upływu wielu lat i gigantycznego rozwoju rynku komputerowego, Resident Evil wciąż przez milionów fanów na świecie uważane jest za jedną z najlepszych gier z gatunku „survival horror”. Dziś seria ta liczy sobie cztery części, które kolejno były wydawane w latach: Resident Evil (rok 1996 – platforma PlayStation, później też PC, Nintendo), Resident Evil 2 (rok 1998, platformy – PlayStation, Nintendo 64, PC, GameCube, Dreamcast, Game.com), Resident Evil 3: Nemezis (rok 1999, platformy – PlayStation, PC, GameCube, Dreamcast), Resident Evil 4 (rok 2005, platformy – Gamecube, PlayStation 2, PC, Nintendo Wii). Ponadto do różnych kontynuacji niemal za każdym razem pojawiały się liczne dodatki, takie jak: Resident Evil Code: Veronica X, Resident Evil Gun Survivor, Resident Evil Garden, Resident Evil Suvivor 2: CODE Veronica, Resident Evil Zero, Resident Evil: Dead Aim, Resident Evil: Outbreak, Resident Evil: Outbreak – File #2, Resident Evil Deadly Silence, Resident Evil: The Umbrella Chronicles. Sami widzicie, na jak ogromną skalę rozwinęła się ta gra i jak wielkim stała się hitem. Dzięki niej w chwili obecnej włodarze firmy Capcom mogą cieszyć się niemal z miliarda dolarów zysku. Tak ogromne zainteresowanie tą pozycją prędzej czy później musiało oczywiście zwrócić uwagę hollywoodzkich twórców, którzy widząc rosnący popyt na tego rodzaju historię, ochoczo poszukiwali gier, które można byłoby przenieść na srebrne ekrany. I tak oto w roku 2001 uznany reżyser i zarazem wielki miłośnik tej gry, Paul W.S. Anderson zakupił prawa autorskie i rozpoczął pracę nad własnym obrazem kinowym, a jej efekt mogliśmy zobaczyć dokładnie rok później. Jak wygląda on z mojego punktu widzenia przekonacie się w dalszej części recenzji…
Potężna korporacja Umbrella, mająca swoje placówki na każdym kontynencie całkowicie zdominowała światowy rynek. W dziewięciu na dziesięć gospodarstw domowych można było spotkać sprzęt opieczętowany logiem firmy. Jednak to, czym naprawdę zajmowali się pracownicy tego giganta nie miało nic wspólnego z użytkiem komercyjnym. W położonym głęboko pod ziemią laboratorium, w mieście Raccoon City, naukowcy opracowywali dla wojska najnowszego rodzaju broń biologiczną, chemiczną, a także szczepionki genetyczne mające w przyszłości stworzyć gatunek niepokonanego superżołnierza. Niestety podczas prac nad jednym bardzo groźnym wirusem dochodzi do wypadku, w wyniku którego niebezpieczna substancja dostaje się do otoczenia. Chwilę później wszyscy pracownicy laboratorium zostają uśmierceni… Na kilka minut przed tragedią obdarzony sztuczną inteligencją komputer zwany Red Queen, wysyła do centrum korporacji sygnał alarmowy. Szefowie od razu postanawiają działać i na miejsce zdarzenia wysyłają elitarny oddział komandosów – S.T.A.R.S. (Special Tactics And Rescue Service) – mający zbadać całe zajście i wyeliminować ewentualne zagrożenie. Członkowie załogi ratunkowej byli przeszkoleni do wykonywania najtrudniejszych zadań bojowych, niestety w starciu z sytuacją, z jaką spotkają się w Raccoon City będą raczej bezsilni…
Kinowa wersja „Resident Evil” nie jest oparta na konkretnej części gry. Wydarzenia, jakie obserwujemy w filmie dzieją się na miesiąc przed tymi, z którymi spotkali się gracze. Widać więc od razu, że fabuła skonstruowana przez Paula W.S. Andersona miała mieć wymowę otwartą i dotrzeć także do osób nie mających styczności z grą. Uniwersalizm jednak nie zawsze przekłada się na plus produkcji i w tym przypadku niestety też tak się stało. Wystarczy powiedzieć, że w projekcie Andersona nie pojawia się żadna z postaci znanych z wersji komputerowej tego tytułu. Dla wielu miłośników produktu firmy Capcom, w tym także mnie, był to nie lada cios i wielka ujma dla całego przedsięwzięcia. Oczywiście miejsce akcji, a niekiedy nawet dokładnie takie same sceny jak w grze pojawiają się w wersji filmowej, ale niestety nie mają one już takiego smaczku, jaki mieć powinny. I to jest chyba grzech główny tej pozycji. Przez to nieszczęsne uogólnienie, tak naprawdę „Resident Evil” nie mógł do końca spodobać się ani fanom gry, ani kinomanom. Tym pierwszym z przyczyn w/w, tym drugim przede wszystkim z szarpanego wprowadzenia, w którym z łatwością można się pogubić. Upchnięcie w filmie półtoragodzinnym tak wielu wątków i informacji było po prostu rzeczą niewykonalną i wszelkie próby pokonania tej bariery musiały skończyć się niepowodzeniem. Jednak w rozliczeniu ogólnym okazało się na szczęście, że akurat tylko te czynniki zaważyły ujmą na ocenie końcowej.
Reszta elementów stoi na dobrym lub bardzo dobrym poziomie. Przede wszystkim świetne tempo akcji, w której nie znajdziemy praktycznie żadnego przestoju. To oczywiście eliminuje nudę i zniechęcenie do poznawania dalszych losów bohaterów. W całym filmie występuje też wiele zwrotów akcji, co sprawia, że do samego końca kilka zagadek pozostaje dla nas tajemnicą. Duży wpływ na to ma amnezja, która dotyka trójki głównych bohaterów po styczności z gazem. Na początku nie wiemy, kto jest kim i co robił w okolicach laboratorium Umbrelli w chwili sabotażu. Teoretycznie więc wszyscy są podejrzani. Dopiero wraz z upływem czasu dowiadujemy się z retrospekcji kolejnych szczegółów, które rzucają coraz jaśniejsze światło na poszczególnych bohaterów. Pomimo kilku ewidentnych potknięć (niejasności) w scenariuszu, wszystko na końcu łączy się w spójną całość i eliminuje pewien niesmak, mogący pojawić się co u niektórych w pierwszych minutach projekcji. Nieźle ma się też samo aktorstwo. Niektórzy powiedzą, że w takim filmie, żeby dobrze wypaść nie trzeba posiadać nadzwyczajnych umiejętności scenicznych. I pewnie poniekąd mają rację, jednak siedząc w horrorze od lat widziałem już naprawdę wielkie gwiazdy, które w podobnych obrazach prezentowały żenujący poziom gry aktorskiej, ot choćby Nicolas Cage w remake’u filmu „Kult”, czy Nicol Kidman w innym remake’u, „Inwazja”. Tak więc do końca nie można zakładać, że horror jest gatunkowo najłatwiejszym obrazem do zagrania. W „Resident Evil” przyzwoity poziom został zachowany przede wszystkim dzięki dwóm kobietom: Milli Jovovich i Michelle Rodriguez. Szczególnie Milla znakomicie odnajduje się w swojej roli i staje się taką ikoną w filmie kinowym, jaką jest w grze Jill Valentine (moja ulubiona bohaterka). Wizualnie i muzycznie również nie można narzekać, gdyż obraz pana Paula W.S. Andersona zachowuje wszystkie standardy znane w tego typu produkcjach. I tak oto możemy spotkać się z efektami specjalnymi znanymi z „Matrixa”, karkołomnymi akrobacjami typu „Mission Impossible”, czy ze zbajerowanymi strzelankami a’la „Obcy 2” lub „Predetor”. Nie można też nie wspomnieć o znakomitym klimacie, który został wykreowany niemal tak samo jak w grze. Wiele pomieszczeń jest idealnym odzwierciedleniem tych stworzonych przez programistów firmy Capcom, a ci jak wiadomo właśnie na ten element kładli największy nacisk. Początkowo świat przedstawiony w laboratoriach Umbrelli, a później Raccoon City miał być typowo postapokaliptyczny. Z czasem jednak zdecydowano się odstąpić od tego pomysłu. Dzięki temu niemal zawsze w grze na początku stykamy się ze światem normalnym, a dopiero później z tym zniszczonym przez wirusa i nieumarłych. Podobnie jest z filmem (poza ostatnią częścią) i wydaje mi się, że taki układ rzeczy jest znacznie lepszym rozwiązaniem, gdyż całkowicie zrywa z monotonią otoczenia, a dodatkowo z każdą kolejną minutą buduje coraz lepszy klimat. Na koniec warto jeszcze wspomnieć o znakomitej charakteryzacji zombi. Anderson postanowił w swoim filmie wykorzystać do tego celu zarówno efekty komputerowe, jak i specjalistów od makijażu. W obrazach opowiadających o żywych trupach ten element jest bardzo ważny, dlatego reżyser skupił się nad nim wyjątkowo. Jego starania nie poszły na marne, gdyż zombie, które zobaczymy w filmie są naprawdę przerażające.
Pomimo kilku niedociągnięć „Residen Evil” jest jedną z lepszych ekranizacji gier, jakie do tej pory ujrzały światło dzienne. Szybka akcja, dopracowane efekty specjalne, niezły klimat, znakomita charakteryzacja zombie i dobrze dobrana muzyka to największe atuty tej produkcji. Szkoda tylko, że reżyser zdecydował się całkowicie pominąć bohaterów znanych z ekranu komputera. To właśnie ten element najczęściej poddawany jest krytyce ze strony fanów gry. Nie do końca też twórcy poradzili sobie z wprowadzeniem widzów w całą historię. To właśnie wstęp jest przyczyną wszystkich późniejszych nieścisłości w fabule. Bez wątpienia można było dopracować go znacznie lepiej i wówczas otrzymalibyśmy naprawdę wyśmienity kawał kina akcji. Wydaje mi się, że reżyser za szybko chciał wprowadzić widzów w świat Umbrelli zapominając o tym, co najważniejsze – logice. No, ale tak jak już pisałem wcześniej, na końcu wszystko wraca na właściwy tor, dlatego polecam ten obraz wszystkim miłośnikom horroru. Myślę, że podobnie jak ja będziecie zadowoleni z pracy Paula W.S. Andersona.
Ocena: 7/10
Tytuł oryginalny: Resident Evil – Resident Evil (AKA Resident Evil: Genesis / Resident Evil: Domena zła)
Reżyseria: Paul W.S. Anderson
Scenariusz: Paul W.S. Andersn
Zdjęcia: David Johnson
Muzyka: Marco Beltrami, Clint Mansell
Produkcja: Francja, Niemcy, USA, Wielka Brytania
Gatunek: Horror, Akcja
Data premiery (świat): 12.03.2002
Data premiery (Polska): 26.07.2002
Czas trwania: 100 minut
Obsada: Indra Ové, Ryan McCluskey, Oscar Pearce, Fiona Glascott, Liz May Brice, Pasquale Aleardi, Anna Bolt, Stephen Billington, Michaela Dicker, Joseph May, Heike Makatsch, Martin Crewes, James Purefoy, Eric Mabius, Colin Salmon, Michelle Rodriguez, Milla Jovovich