Speed Racer (2008)

„Matrix” był jednym z filmów, który podzielił kino na to przed i po swojej premierze. Andy i Larry Wachowscy tym przebłyskiem geniuszu – jednorazowym, jak na razie – postawili przecinek w historii światowej kinematografii. Zmieszali religie, mity i bajki z hollywoodzkimi schematami filmów sensacyjnych i oprawili ładnie cyberpunkową stylistyką. W „Speed Racer” odpuścili sobie z tej ambitnej kombinacji na rzecz prostej (i szybkiej) bajki dla dużych i małych dzieci.
Ogólna opinia w internecie na temat „Speed Racera” oscyluje zarówno w dolnym, jak i górnym wskaźniku ocen. Racja ma to do siebie, że lubi leżeć pośrodku, ale w tym wypadku trzyma stronę zwolenników tej naspeedowanej filmo-bajki, ale żeby to dostrzec, należy przyjąć odpowiednią perspektywę patrzenia. Mianowicie…
„Matrix” był filmem poważnym, efekty dawały kopa swoim realizmem, oryginalna fabuła – ludzie jako baterie dla rozwścieczonych maszyn – pozostawiająca mnóstwo pytań. „Speed Racer” natomiast to obraz z innego pogranicza. Nie ma tutaj filozoficznych pytań, brakuje gęstego klimatu wielkiej niewiadomej. Wszystko jest czarno-białe, po jednej-trzeciej filmu wiadomo, kto jest zły, kto dobry. Tytułowy bohater Speed Racer to dobrze zapowiadający się kierowca wyścigowy, którego brat-poprzednik najpierw okrył się hańbą, a potem zginął na torze. Speeda dostrzega gigant motoryzacyjny i najpierw grzecznie zaprasza pod swoje skrzydła. Kiedy jednak dostaje kosza, odkrywa karty, które mówią o superskorumpowanej historii wyścigów samochodowych i grozi zmiażdżeniem kariery Speeda. Ten jednak pozostaje wierny tradycji rodzinnej i dalej robi swoje.
Ta prosta historyjka, oblegana pobocznymi cut-scenkami, miejscami naprawdę zabawna na pierwszy rzut oka może zachęcać/odpychać wesoło-miasteczkową oprawą. Wszędzie pełno pstrokatych kolorów, żywych barw, błysków, barwnych fleszy. Każdy wyścig przypomina jazdę rollercoasterem po tej cyrkowej prerii i choć faktycznie, są bardzo dynamiczne, to niewprawione oko może tracić orientację przy każdym zakręcie. Napchane bajerami (odskocznie, harpuny, maczety) wyścigówki wykonują ultraewolucje, zderzają się, wybuchają. Wszystko to wygląda jak sekwencja najbardziej dynamicznych scenek wyścigowych puszczonych na przyspieszonym odtwarzaniu, przyprawionych tysiącami bajkowych kolorów. Cykl „Szybcy i Wściekli” to tutaj pikuś, małe piwo, bułka z masłem. I na pierwszy rzut oka może wyglądać to tak, że fabuła jest tylko pretekstem do tych wyścigów, ale to nieprawda. Owszem, tor wyścigowy gra tutaj pierwsze skrzypce, ale poboczny przekaz Wachowskich – wierność rodzinie, uczciwość, miłość, przyjaźń – też ma tutaj duże pole do popisu. Speed ściga się ze skorumpowaną machiną korporacyjną, rodzina jest przy nim, chociaż już raz się sparzyła (śmierć brata Speeda). Proste, ale podane w przyzwoity, momentami śmieszny, momentami poważny, typowo amerykańsko-rodzinny sposób. I co ciekawe – rozgrywanie tych wartości nie hamuje rozpędu filmu, jaki nabiera już przy pierwszej scenie.
Dlatego jeśli chcesz się dobrze bawić przy „Speed Racer”, zapomnij o „Matrix”, o „V jak Vendetta”. Ta rozpędzona jak światło bajka to kawał dobrej roboty, odpowiednio wyważonej (choć wyścigi niektórym grożą oczopląsem), lekkiej i przyjemnej.
Tytuł oryginalny: Speed Racer
Reżyseria: Andy Wachowski, Larry Wachowski
Scenariusz: Andy Wachowski, Larry Wachowski
Zdjęcia: David Tattersall
Muzyka: Michael Giacchino
Produkcja: USA/Niemcy
Gatunek: familijny/akcja/sportowy
Data premiery (Świat): 28.04.2008
Data premiery (Polska): 06.06.2008
Czas trwania: 135 minut
Obsada: Emile Hirsch, Susan Sarandon, John Goodman, Christina Ricci, Matthew Fox