Teksańska masakra piłą mechaniczną: Następne pokolenie / Return of the Texas Chainsaw Massacre, The (1994)

Cztery lata po premierze części trzeciej seria „The Texas Chain Saw Massacre” doczekała się kolejnej kontynuacji. Tym razem „ojciec” Leatherface’a, Tobe Hooper, całkowicie usunął się w cień i w pełni oddał władzę współscenarzyście pierwszej części – Kimowi Henkelowi. W „Następnym pokoleniu” pan Henkel ostał się więc reżyserem, scenarzystą i producentem, a więc posiadał niemalże władzę absolutną. Jak na niej skorzystał i on i seria już odpowiadam…
Grupa nastolatków urywa się wcześniej z balu maturalnego i postanawia ostatnią część wieczoru spędzić poza jurysdykcją wychowawców. Chcąc szybciej dotrzeć do celu, postanawiają pojechać skrótem, co jak doskonale wiemy, w filmach tego typu skutkuje jednym – kłopotami. Jakimi? Na to pytanie odpowiedzi osobiście udzieli wam Mister (a może Miss?) Leatherface!
Jak nieraz ciężko jest stworzyć w miarę przejrzysty opis fabuły, tak w przypadku czwartej części „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną” musiałbym odurzać się wszystkimi znanymi światu używkami, żeby mieć z tym problem. Powiedzieć, że fabuła jest miej skomplikowana od budowy cepa, to przesada, a sam wątek przewodni (młodzież, skrót, kłopoty)… hm…, jakoś też już gdzieś pokalał me oczy. Po rewelacyjnej jedynce, bardzo słabej dwójce i niezwykle mrocznej trójce przyszedł czas na czwórkę, czyli tak zwany kop w krocze dla niemal każdego szanującego się miłośnika grozy. Więc jakby nie patrzeć, seria ta jest niczym rollercoaster – z absolutnego szału wpędza nas w depresję…
Jak szybko przekonali się widzowie, przekazanie pełnej odpowiedzialności Kimowi Henkelowi było fatalnym posunięciem ze strony producentów. I nawet nie chodzi o samą jego osobę, ale o szereg decyzji podjętych przez niego. Wszystko wygląda tak, jakby reżyser wszedł do biur oficjeli i powiedział: „Mam pomysł na kolejną „Teksańską masakrę”! Mogę kręcić?” Na co usłyszał odpowiedź: „Jutro zaczynasz!” … i już nikt więcej nie skontrolował jego poczynań do czasu, aż sam film pojawił się w kinach. Ja rozumiem pójść na taki układ ze Stevenem Spielbergiem, Jamesem Cameronem, czy Peterem Jacksonem, bo są to artyści naprawdę zaprawieni w bojach i znający swój fach w każdym detalu. Ale postąpić tak samo z debiutantem, który w swojej karierze nigdy w dłoniach nie dzierżył kamery? Nonsens…
Efektem tego otrzymujemy to, co otrzymujemy, czyli półtorej godziny kretyńskich popisów pseudo naśladowców kanibalistycznej rodzinki, w tym Leatherface’a przebierającego się za kobietę (sick!) i cztery inne postaci próbujące udawać aktorów. Ciekawostką może być fakt, że w filmie tym pojawiła się dwójka obecnie niezwykle sławnych hollywoodzkich celebrytów w osobach Renee Zellwegger i Matthew McConaugheya. Nie będąc już tak bardzo złośliwym powiem, że akurat oni w pewnych elementach ratują tę część, ale ich starania na tle pozostałych statystów są mało znaczące i za bardzo oceny końcowej nie podnoszą.
Nie podnosi jej też sam warsztat czysto filmowy, w którym sprawne oko widza z łatwością co pewien czas wyłapywać będzie jakieś mankamenty. Począwszy od zdjęć, poprzez ich montaż, aż po dopasowanie muzyki. Henkel postanowił zrealizować swój film w sposób bardzo dynamiczny, a jedynym wytchnieniem od galopującej akcji miała być tradycyjna (pojawia się w każdej z części) rodzinna kolacja w „przyjemnej atmosferze”. Na nieszczęście widzów ktoś, kto nie ma częstego styku z kamerą, z reguły zawodzi w tego rodzaju filmowaniu. Tu niestety to wszystko się potwierdza i doprawdy seans staje się prawdziwą drogą krzyżową dla widza. Szarpane, często niewyraźne ujęcia wprowadzają tak wielki chaos na ekranie, że czasami ciężko jest się odnaleźć w tym bałaganie. Gdy do tego wszystkiego dodamy kiepski montaż, to efekt może być tylko jeden – katastrofa.
Czy można więc cokolwiek pochwalić w tej produkcji? Z pewnością kilka ciepłych słów można powiedzieć o występie wspomnianej już dwójki Renee Zellwegger i Matthew McConaugheya. Nie są to jakieś wyjątkowe kreacje, ale jak pisałem na tle pozostałych osób z obsady wyraźnie się wybijają. Również miłośnicy posoki dostaną tu coś od życia, gdyż pan Henkel postanowił upiększyć swoją pracę kilkoma naprawdę krwawymi momentami. I tu niekoniecznie możecie mi wierzyć na słowo, bo z łatwością w Internecie można doszukać się informacji, jak mocno część czwarta była cenzurowana (szczególnie na gruncie europejskim film ten doczekał się srogich cięć, w Finlandii i Wielkiej Brytanii „Nowe pokolenie” straciło aż 15 minut).
Niestety te dwa elementy w żaden sposób nie ratują w oczach miłośników tej serii czwartej jej odsłony. Część czwarta oficjalnie już uznawana jest za najgorszą z całego cyklu. Cóż, ciężko się z tym nie zgodzić i doprawdy szkoda, że tak sławna w kinie grozy saga ostatni oficjalny film ma właśnie taki. Jak już zdążyłem napisać, nie jest to wina samego reżysera, ale i jego decyzji. Dlatego nie będę nikogo zachęcał do zapoznania się z „Nowym pokoleniem”, bo tak naprawdę jest to obraz, w którym nic nowego nie zobaczymy. Ponadto jego wykonanie jest bardzo złe, a to już zbyt wiele, aby taki film uzyskał moją rekomendację i oczywiście takowej nie otrzyma. Seans szczerze odradzam.
Ocena: 3/10
Tytuł oryginalny: Return of the Texas Chainsaw Massacre, The
Reżyseria: Kim Henkel
Scenariusz: Kim Henkel
Zdjęcia: Levie Isaacks
Muzyka: Robert Jacks, Wayne Bell
Produkcja: USA
Gatunek: Horror
Data premiery (świat): 7.101994
Czas trwania: 95 minut
Obsada: Renée Zellweger, Matthew McCounaughey, Robert Jacks