Teksańska masakra piłą mechaniczną 3 / Leatherface: Texas Chainsaw Massacre III (1990)

Po bardzo przeciętnej części drugiej już chyba mało kto liczył na to, że uda się odbudować solidny wizerunek całej serii. Choć nie brakowało głosów, że po tak kiepskiej pozycji może być już tylko lepiej, to ja akurat do tych optymistów się nie zaliczałem. Mając już spore doświadczenie w mierzeniu się z kolejnymi sequelami w przeróżnych seriach, wiem, że niemal zawsze każda kolejna część jest gorsza. Czy tak też jest i w tym konkretnym przypadku? Zapraszam do lektury…
Młode małżeństwo, Scott i Michelle, przemierza pustkowia Teksasu. Bezkres drogi i pustynny krajobraz czynią podróż strasznie męczącą. W związku z tym para postanawia zatrzymać się chwilę na malutkiej stacji i tam chwilę odsapnąć. Niestety ich wybór okazał się chybiony, gdyż ekscentryczny właściciel bardziej przypominał zbiega z domu wariatów niż sprzedawcę. Kiedy sytuacja zrobiła się naprawdę nieciekawa, niespodziewanie podróżnym z pomocą przychodzi tajemniczy autostopowicz. Tylko dzięki niemu Scott i Michelle uchodzą cało z opresji, jednak ich szczęście nie może trwać długo, gdyż ich śladem już ruszyło kilku członków, dobrze znanej w całym Teksasie, rodziny kanibali…
Po fali krytyki jaka spadła na Tobe’a Hoopera po części drugiej, ojciec pierwowzoru postanowił przekazać pałeczkę dowodzenia młodszemu koledze po fachu Jeffowi Burremu, a sam zajął się tylko produkcją. Jak się okazało, zmiana ta była przysłowiowym strzałem w dziesiątkę i do dziś trzecia odsłona sagi o kanibalach z Teksasu uchodzi za jeden z najlepszych horrorów lat 90-tych.
Przede wszystkim, Jeff Burr za punkt honoru postawił sobie poprawienie grzechów głównych niesławnej części drugiej. Można więc śmiało powiedzieć, że przez takie podejście zdecydował się pełnymi garściami czerpać z części pierwszej. Wypadkową całej historii ponownie uczynił przypadkowych turystów, którzy niczego nieświadomi brną w odmęt szaleństwa Leatherface’a. Reżyser postanowił iść na całość i wstęp ograniczył do takiego minimum, że pomiędzy napisami początkowymi, a pierwszą mrożącą krew w żyłach akcją mija zaledwie pięć minut. Wszystko to sprawia, że o nudzie, czy jakimkolwiek przestoju, śmiało możecie zapomnieć. Akcja momentalnie rusza z kopyta i prze do przodu niczym rozpędzony pociąg. Ważny w tym wszystkim jest fakt, że pomimo tak szybkiego rozwoju wydarzeń twórca nie raczy nas chaosem czy nieścisłościami. Wszystko ładnie się zazębia, przez co sprawnie manipuluje naszymi emocjami. Całość spowija znakomity klimat, który jest niemal identyczny jak ten w obrazie z 1974 roku. Burr pomimo znacznie większego budżetu również postawił na minimalizm i nie kombinował z jakimiś zbytecznymi upiększeniami. Nawet dom szalonej rodziny, który w tej części w końcu przypomina posiadłość osób cywilizowanych, wieńczy w sobie nutkę pesymizmu i szarości, przez co sprawia surrealistyczne wrażenie, znakomicie pasujące do tematyki tego filmu. Odrealnienie pewnych lokacji, zarówno tych pustynnych jak i leśnych, buduje świetny kontrast pomiędzy łowcą a ofiarą. Z łatwością możemy poczuć beznadziejność sytuacji naszych bohaterów i choć z pewnością będziemy im kibicować, to gdzieś podświadomie będziemy przeczuwać ich niechybny koniec.
Aspekty czysto filmowe również stoją na wysokim poziomie. Aktorstwo jest zdecydowanie najlepsze ze wszystkich części, a na ekranie bryluje, wielka gwiazda kina, Viggo Mortensen. Bardzo dobrze ze swoją kreacją radzi też sobie Ken Foree, znany miłośnikom kina grozy między innymi ze „Świtu żywych trupów” George’a Romero. Podobać może się też sam Leatherface, który w części trzeciej znów stał się maszyną do zabijania, wymazując z naszej pamięci swój idiotyczny wizerunek z części drugiej. Złego słowa nie można też powiedzieć o montażu, zdjęciach i muzyce. Warty podkreślenia jest fakt, że za soundtrack odpowiadał jeden z najwybitniejszych współczesnych kompozytów muzyki filmowej – Danny Elfman.
Co natomiast uznać można za uchybienie. Z pewnością brakuje tu krwi, na co szczególnie liczyłem. Oczywiście jakkolwiek nie patrzeć na część trzecią jest ona najmroczniejsza ze wszystkich, ale z pewnością mogłaby być znacznie bardziej krwawa. Twórca jednak postawił tu przede wszystkim na przemoc psychiczną i niekiedy w tej materii zdecydowanie przedobrza. Według mnie zbyt dużo czasu poświęcił tutaj znęcaniu się nad Michelle w domu, przez co ograniczył występ Leatherface’a polującego głównie w lesie. To natomiast troszeczkę zagłusza finisz tej historii, który wciąż przedłużany wydaje się nie mieć końca. Nie jest on jakiś bardzo zły, ale tak jak już pisałem wcześniej, cały film jest bardzo szybki, a w końcówce wszystko niepotrzebnie zwalnia.
Nie zmienia to jednak faktu, że „Teksańska masakra piłą mechaniczną 3” jest filmem nad wyraz udanym. W kontekście dwójki można rzec nawet, że fenomenalnym, co skazuje ją na godnego następcę dzieła z 1974 roku. Widać zmiany czasami wychodzą na dobre i w tym przypadku reguła ta naprawdę znajduje potwierdzenie. Szyba akcja, znakomity klimat, bardzo dobre aktorstwo, interesujący scenariusz i sprawne wykonanie uczynią tę półtoragodzinną przygodę z tym obrazem niezapomnianą. Oczywiście zawsze znajdą się jakieś mankamenty, ale w tym przypadku aż wstyd o nich wspominać mając w pamięci część drugą. Tak więc, jeżeli podobała się wam jedynka, czym prędzej sięgajcie po jej drugi sequel. Z pewnością się nie zawiedziecie!
Ocena: 9/10
Tytuł oryginalny: Leatherface: Texas Chainsaw Massacre III
Reżyseria: Jeff Burr
Scenariusz: David J. Schow
Zdjęcia: James L. Carter
Muzyka: Danny Elfman, Pat Regan, Jim Manzie
Produkcja: USA
Gatunek: Horror
Data premiery (Świat): 12 stycznia 1990
Czas trwania: 85 minut
Obsada: David J. Schow, based on characters created by Kim Henkel and Tobe Hooper
Starring: Kate Hodge, Viggo Mortensen, William Butler, Ken Foree, Joe Unger, Tom Everett, Toni Hudson, Miriam Byrd-Nethery, R.A. Mihailoff