Tunel śmierci / Dark Ride (2006)

Surfując po internetowych portalach natknąłem się na stronę wytwórni filmowej After Dark. Na niej zamieszczonych było kilka trailerów do obrazów grozy, które zwróciły moją uwagę i sprawiły, że ogólnie zainteresowałem się produkcjami pochodzącymi z tej stajni. Wśród licznych tytułów można zobaczyć tam zapowiedzi do „Skinwalkers”, „Penny Dreadful”, „Unrest”, „The Hamiltons”, „The Abandoned” i opisywany właśnie „Dark Ride”. Przyznam, że byłem każdym z tych trailerów bardzo pozytywnie zaskoczony, dlatego za cel główny obrałem sobie „dokopanie się” do jednego z tych filmów. Jak pomyślałem tak zrobiłem, a owocem tego będzie właśnie ta recenzja.
Grupa przyjaciół z college’u pragnąc odpocząć od nauki i szkoły wybiera się na wycieczkę do Nowego Orleanu. Po drodze w planach mieli także zwiedzenie kilku innych ciekawych miejsc, w tym okryty złą sławą park rozrywki zwany Dark Ride, gdzie kilkanaście lat wcześniej doszło do okrutnego mordu na dwóch bliźniaczkach. Sprawca tej zbrodni został schwytany i osadzony w szpitalu psychiatrycznym. Okazało się, że był nim upośledzony syn właściciela parku, Ernie. Po tym incydencie Dark Ride został zamknięty, ale ze względu na to, że władze miasta ponownie chciały ściągnąć do siebie zwiedzających, postanowiono otworzyć go na nowo. Choć oficjalne otwarcie miało nastąpić dopiero za kilka dni, nie przeszkodziło to wycieczkowiczom nacieszyć się jego atrakcjami. Niestety nie przewidzieli tego, że o prywatnym „otwarciu sezonu” myślał także Ernie, który w międzyczasie zbiegł ze szpitala…
Reżyserem „Dark Ride” jest mało znany filmowiec Craig Singer. Do czasu realizacji tego projektu na jego koncie znajdowały się zaledwie trzy obrazy, do tego były to komedie. Cóż, szefowie After Dark zaryzykowali i… zwyczajnie się poparzyli, ponieważ w gatunku grozy Singer wypadł wyjątkowo słabo. Zrealizowany przez niego obraz to najbardziej banalny i przewidywalny „teen slesher”, jaki można sobie wyobrazić, w którym scenariusz posłużył jedynie jako sposobność ukazania kilku brutalnych aktów przemocy. W filmie tym po prostu nie ma nic (no może poza ładnymi paniami), co mogłoby zwrócić uwagę widzów. Na początku nudny, w środku śmieszny, na końcu rozczarowujący, ale przez cały czas denerwujący schematycznością i brakiem oryginalnych rozwiązań. Po raz kolejny otrzymaliśmy historię, w której grupka młodych przyjaciół wybiera się w podróż i poprzez nieszczęsne zbiegi okoliczności pada ofiarą żądnego krwi psychopaty. Dodatkowym mankamentem tej produkcji jest cała gama bzdur w fabule. Co chwilę jesteśmy „zmiatani z powierzchni ziemi” głupotą zaprezentowaną przez twórców. Wątek ucieczki Erniego ze szpitala – no czegoś tak głupiego to już dawno nie widziałem (o przepraszam, widziałem, kiedy obejrzałem remake „Black Christmes”, tam również występuje podobny motyw ucieczki z wariatkowa, nie mniej durny, niż ten w „Dark Ride”). Tradycyjnie też głównych bohaterów „wyposażono” w IQ na poziomie pięcioletniego dziecka. Ich zachowanie i tok myślenia poraża absurdem. Patrząc na nich, nie mogłem robić nic innego, jak tylko kibicować Erniemu, żeby wyeliminował tę patologicznie tępą młodzież. No i jeszcze jedno ważne pytanie – kto na litość boską odpowiedzialny był za casting??? Rozpacz w dantejskim wydaniu. Alex Solowit wymiata na całej linii, a jego bohater to taki odpowiednik blondynki z kawału. Biorąc pod uwagę jego naturalny wygląd, zdecydowanie powinien zostać w tym obrazie czarnym charakterem – p-r-z-e-r-a-ż-a-j-ą-c-y! A najzabawniejsze jest to, że ma niesamowite powodzenie u kobiet… Oczywiście inni „aktorzy” też się popisali, a najlepsze elementy swoich kreacji stworzyli po krwawym spotkaniu z Erniem.
Do lepszych akcentów tego obrazu zaliczyć trzeba zastosowane w nim efekty specjalne. Uśmiercanie nastolatków jest ciekawe i przemyślane. Na tle współczesnych filmów może twórcy nie wybijają się czymś wyjątkowym, ale przy tak kiepskiej realizacji innych składników, jest to zabieg pozytywny. Zapewne dla niektórych plusem będzie osadzenie akcji wewnątrz ogromnego tunelu strachu, tytułowego Dark Ride. Dzięki temu udało się stworzyć, choć namiastkę klimatu. Ponadto pojawiające się co pewien czas na ekranie zamieszczone tam atrakcje potrafią nieźle przestraszyć. Tak naprawdę to tylko sztucznym kukłom wampirów, wilkołaków i wszelakiej maści innych potworów udaje się nas przestraszyć i sprawić, że podskoczymy w fotelu.
Niestety te dwa pozytywne elementy nie ratują tego tytułu. W mojej ocenie „Dark Ride” to przede wszystkim obraz kiczowaty, wyraźnie skierowany w stronę nastoletniej publiczności. Jego główne wady to nuda, przewidywalność i schematyczność. Kiedy do tego dorzucicie fatalne aktorstwo i marne dialogi, ocenę wystawicie podobną jak ja. Jak widać ciekawy trailer nie zawsze jest zwiastunem interesującej opowieści. Cóż, pozostaje czekanie na kolejne produkcje z siedziby After Dark, z nadzieją, że gorszej szmiry już wypuścić nie mogą. Obym się nie mylił…
Ocena: 2/10
Tytuł oryginalny: Dark Ride
Reżyseria: Craig Singer
Scenariusz: Craig Singer, Robert Dean Klein
Zdjęcia: Vincent E. Toto
Muzyka: Konstantinos Christides, Christopher Young
Produkcja: USA
Gatunek: Horror, Thriller
Data premiery: 20.10.2006
Czas trwania: 90 minut
Obsada: Dave Warden, Alex Solowitz, Chelsey Coyle, Brittney Coyle, Jennifer Tisdale, Andrea Bogart, David Clayton Rogers, Patrick Renna, Jamie-Lynn Sigler