Truposz / Dead Man (1996)

„Truposz” to mistyczna opowieść o wędrówce w głąb siebie i ucieczce przed światem. Dziki Zachód. William Blake (Depp) podąża do najdalej wysuniętego na wschód posterunku, gdzie znaleźć ma pracę. Gdy potencjalny pracodawca okazuje się oszustem i zwariowanym ekscentrykiem, zrezygnowany bohater idzie się upić. Siedząc pod saloonem widzi wyrzucaną w błoto prostytutkę. Pomaga jej, spędzają razem noc. Rano w mieszkaniu kobiety pojawia się jej były narzeczony, który widząc leżącą w łóżku parę, wyciąga broń. Kobieta zasłania Blake’a własnym ciałem, ale kula przechodzi na wylot i rani także jego, w okolice serca. William zabija napastnika i ucieka z miasteczka. Ojciec zabitego chłopaka wynajmuje płatnych morderców, by dopadli zabójcę syna (w roli jednego z nich świetny Iggy Pop). Tymczasem ciężko rannego bohatera znajduje Indianin, każący nazywać siebie „Nikim” (Farmer). Słysząc nazwisko Blake, bierze go za członka Brytyjskiego „Stowarzyszenia Umarłych Poetów”. Pomaga mu, opatrując głęboką i beznadziejną ranę, opiekuje się nim podczas powrotu do zdrowia. Jednocześnie wiedzie Blake’a ścieżką oderwaną nieco od rzeczywistości, jakby podróżowali gdzieś poza światem. Bohater doznaje chwil radości i chwil przemocy, na skutek niezależnych od siebie wydarzeń staje się mordercą i banitą, postrachem Dzikiego Zachodu. A jednocześnie walczy ze śmiercią. Powoli, na skutek nie zagojonej rany, organizm słabnie. Poza tym, już został wydany na niego wyrok, metafizycznie dołączył do „Stowarzyszenia Umarłych Poetów”.
Dlaczego „Truposz” jest filmem wyjątkowym? Po pierwsze, jest nakręcony bardzo specyficzny sposób, jakby niektóre klatki zostały powycinane. Jest czarno-biały, co dodaje mu klimatu i pozwala skupić się na głębi, nie na efektach specjalnych czy scenografii. Oczywiście, jako że zwracam na to dużą uwagę, nie mógłbym pominąć genialnej muzyki Neila Younga, gitarowej oprawy duchowej wędrówki. Do tego świetna gra aktorów. Nie trzeba rozpisywać się nad Deppem, jak zawsze genialny. To jest aktor, który swoją obecnością dodaje każdemu filmowi swoistej magii. Gary Farmer w roli Nikogo daje popis bardzo dobrego aktorstwa na wysokim poziomie. Świetnie zagrał dumnego, odrzuconego przez plemię Indianina, który staje się wybawicielem, przewodnikiem i przyjacielem odrzuconego Blake’a. Do tego jest zafascynowany nowym znajomym, jako że uwielbia wiersze prawdziwego Blake’a. Nie można nie wspomnieć o Iggim Popie w roli najemnika. Co by nie mówić o jego innych rolach, ta zdecydowanie należy do najlepszych. Zblazowany, bezwzględny zabójca, kanibal, gwałciciel, morderca swoich rodziców, porywczy i dumny rewolwerowiec, podobno najlepszy na Dzikim Zachodzie. Ubrany w czarne spodnie i takąż koszulę, z dwoma koltami przy pasie robi wrażenie. On także jest martwy – duchowo. Zresztą dopadnie go przeznaczenie.
Dlaczego wybrałem akurat ten film do recenzji? Z bardzo prostych przyczyn: po pierwsze, ukazał się on w nowym, ładnym wydaniu DVD „Classic Collection”, które znaleźć można w każdym dobrym sklepie, a po drugie, dzisiaj jest Dzień Wszystkich Świętych, Dzień Zmarłych, a więc dzień bohaterów filmu. Tematycznie.
Tytuł oryginalny: Dead Man
Reżyseria: Jim Jarmusch
Scenariusz: Jim Jarmusch
Zdjęcia: Robby Müller
Muzyka: Neil Young
Produkcja: USA/Niemcy/Japonia
Gatunek: Western/Dramat
Data premiery (Świat): 01.04.1996
Data premiery (Polska): 10.05.1996
Czas trwania: 121 minut
Obsada: Johnny Depp, Gary Farmer, Lance Henriksen, Michael Wincott, Iggy Pop, Robert Mitchum