Wszystko za życie / Into the Wild (2007)

Był sobie człowiek
Recenzja zawiera spoilery (zdradzone są w niej istotne szczególny fabuły)!
Wyobraź sobie przez chwilę, że jedziesz samochodem po zalanej słońcem autostradzie. W Polsce, USA, Szwajcarii, gdziekolwiek, to mało istotne. W pewnej chwili zauważasz autostopowicza. Masz dobry dzień i dziś nie pozwolisz, aby puste miejsce obok ciebie się marnowało. Zabierasz młodego chłopaka, toczy się rozmowa. Twój rozmówca roztacza przed tobą wizje podróży w nieznane, w samo serce przyrody. Bez pieniędzy, zegarka, cywilizacji. Tylko człowiek i natura. Patrzysz na tego chłopaka i wiesz, że mu się uda. Nie jest to kolejny świr, o którym tyle czytałeś w gazetach lub słyszałeś w telewizji. On wierzy w to, co mówi. W jego oczach czai się głód wolności. Za jakiś czas się rozstaniecie, wszak wasze drogi idą w inne strony; ty jedziesz d ciepłego mieszkania z bieżącą wodą i telewizorem, może zdążysz na wydanie serwisu informacyjnego, by dowiedzieć się, że wzrosła inflacja i paliwo znów podrożało. On pójdzie w stronę zachodzącego słońca zbliżając się ku celowi, samoświadomości. Za kilka miesięcy z owego serwisu właśnie dowiesz się, że chłopak, którego wiozłeś, nie żyje.
Christopher McCandless, dziś w pewnym sensie postać kultowa, pewnego dnia wyruszył w taką podróż ku wolności. Z najlepszymi stopniami ukończył uniwersytet, po czym przekazał 24, 000$ ze swojego funduszu powierniczego fundacji charytatywnej, bez słowa spakował się i wyjechał w wielką podróż na Alaskę. Po utracie samochodu podróżował stopem. Spotykał różnych ludzi: parę hipisów w średnim wieku, młodych podróżników z Europy, starszego garbarza, młodą piosenkarkę. Do życia każdego z tych osób coś wniósł, zarazem dla niego każda z tych znajomości była przystankiem do punktu przeznaczenia, który odnajdzie, płacąc jednak najwyższą cenę.
W pewnym sensie ‘Wszystko za życie’ może wydawać się kolejnym szalonym ‘road-movie’, w którym bohater przechodzi duchową transformację pod wpływem podróży, ludzi i sytuacji. I jest w tym trochę racji, jednak film, który stworzył Penn znacząco różni się jednak od obrazów typu ‘Mała miss’ czy ‘Transamerica’, które mimo że zabawne, inteligentne i niosące przesłanie, zastanawiają tylko na chwilę, ich refleksje są ulotne i nietrwałe. Z obrazem Penna jest inaczej, to film obezwładniający, wzruszający, a jednocześnie zadziwiająco prosty i uniwersalny.
Ten film przesiąknięty jest ideą wolności, nie do końca zdefiniowaną, wynikającą bardziej z potrzeby ducha, niż kalkulacji, a której cel odnajdujemy dopiero pod sam koniec wyprawy. Pęta, które narzuca nam dzisiejszy świat, a raczej sami sobie narzucamy, ciążą nam wszystkim. Można je całkiem zgrabnie ukryć pod odpowiednią warstwą pudru i szminki lub nowym sportowym wozem. Problem nie rozwiąże się nigdy sam, ukrywany, nawarstwia się, a psycholodzy coraz częściej alarmują, że jesteśmy społeczeństwem sfrustrowanym, zmęczonym, narażonym na wybuchy agresji i nienawiści. Chris jest chłopakiem, który nie chce w tym wszystkim uczestniczyć. Jest inteligentny, wie, do czego prowadzą kłamstwa i życie w niezgodzie z samym sobą. Widział to na co dzień we własnym domu, na ulicy. Chce się wyrwać z matni, nie ma w nim jednak nienawiści do ludzi, nie jest buntownikiem, jest poszukiwaczem, miłym chłopakiem, który ma odwagę wyruszyć w podróż, symboliczną i realną zarazem. Nie irytuje niczym Will Hunting, jest bardziej autentyczny aniżeli błądząca po Maroku Julia w filmie ‘W stronę Marrakeszu’. Penn wyidealizował swojego bohatera; Chris nie tknie napalonej dziewczyny, ostatnią monetę odda starszemu panu, ale mimo to jest w nim więcej autentyzmu niż w jakiejkolwiek postaci z kanonu ‘road-movie’. To człowiek żyjący ideą, ale człowiek właśnie, nie pusta postać symbolizująca te, czy inne wartości, zwykły desygnat. Chris jest tym bardziej inspirujący i zajmujący, że grający go Emile Hirsch stworzył rolę nierówną. Ma wiele wspaniałych momentów, ale też kilka słabszych. Notabene, te potknięcia nadają jego postaci niezrównany autentyzm, przez co w konkluzji jego występ oceniam bardzo wysoko. Zagrał tę postać jakby doskonale rozumiał swojego bohatera, wszedł w jego głowę, przez co miejscami gra aktorska zamienia się w coś realnego.
Penn podjął się trudnych rozważań nad naturą i jej rolą w dzisiejszym świecie. Trudnych, bowiem dziś każdy ma swoją mądrość na ten temat, najczęściej tandetną i nie odkrywającą kompletnie nic (vide chociażby Paulo Coelho). Penn dochodzi do smutnych wniosków. W jego obrazie człowiek i natura oddalili się od siebie wystarczająco daleko, aby powrót okazał się po prostu niemożliwy. Zamknięty w miejskich dżunglach człowiek zapomniał, jak czytać naturę, jak z nią współżyć. Natura Penna nie działa przeciw istocie ludzkiej, działa po prostu swoim torem, odrębnym, innym, za którym nie jesteśmy w stanie podążyć. Eric Gautier sfilmował amerykańską scenerię bez sentymentalizmu i przesadnych zachwytów, co cechuje niektórych operatorów. Jego zdjęcia przykuwają uwagę, są znakomitym nośnikiem dla tej opowieści. Ich rolą nie jest oczarowanie widza, lecz zabranie w podróż.
Świetna jest też muzyka Eddie Vedder z piosenką ‘Society’ na czele. W filmie pełni tę
funkcję, jaką w tym samym roku pełniła ścieżka Cave’a i Ellisa w ‘Zabójstwie Jesse’ego Jamesa’ – stanowi integralną i nierozerwalną całość z fabułą i bohaterami. Na płycie prezentuje się już gorzej, jednak w obrazie jest niezastąpiona. Mógłbym jeszcze pisać o ciekawym montażu i innych aspektach technicznych, czas jednak kończyć i znów wrócić do Chrisa.
Jak już napisałem, ten chłopak to ucieleśnienie idei, a jednocześnie osoba prawdziwa, której owa idea ani na chwilę nie przesłania. To bardzo ważne, bowiem łatwo tu było pójść na łatwiznę i naszpikować obraz pesudo-intelektualizmami i mieliznami filozoficznymi. Nie był on wtedy zdolny angażować emocjonalnie w taki sposób, jaki to ma miejsce. We ‘Wszystko za życie’ liczy się jednak każdy człowiek , którego Chris spotyka na swojej drodze, jak i on sam. Wszyscy oni stają się wyrazem uniwersalnej mądrości, która staje się największą wartością tego filmu. Słowa ‘I have had a happy life and thank the Lord. Goodbye and may God Bless all!’ mówią nam, że nie żałował.
Tu można rozpocząć kolejne rozważania. Zastanawiać się, czy Chris był odważnym człowiekiem, który stawił czoło samemu sobie, czy idiotą, który nie zabrał nawet mapy. Ja wolę tą pierwszą opcję, jednak wcale nie uważam, aby była bardziej prawdopodobna od drugiej. Jednak człowiek, którego zobaczyłem na ekranie przekonał mnie, zatarł wątpliwości, zawładnął wyobraźnią.
Film ‘Wszystko za życie’ sprawił, że gdy wyszedłem z kina i około północy wracałem do domu przez toruńskie ulice, nadal żyłem tym, co ujrzałem. Myślałem, rozważałem. Wszystko to skłoniło mnie do refleksji, których ten tekst jest jedynie strzępkiem. Filmy, które tak na mnie zadziałały mogę wyliczyć na palcach jednej ręki. Obraz ten ma wady i nie dziwię się ludziom, którzy narzekają na jego ten, czy inny aspekt. Z drugiej strony ‘Wszystko za życie’ ma duszę daleko wykraczającą poza 148 minut jego trwania. Coś, czego nie posiadał żaden z nominowanych do Oscara w tym roku filmów. Jeśli istnieją obrazy mogące zmienić życie człowieka, jego sposób pojmowania świata, a ja wierzę, że istnieją, to ‘Wszystko za życie’ jest takim właśnie filmem. Lepszej rekomendacji nie mógłbym wystawić.
Tytuł oryginalny: Into the Wild
Reżyseria: Sean Penn
Scenariusz: Sean Penn
Zdjęcia: Eric Gautier
Muzyka: Eddie Vedder
Produkcja: USA
Gatunek: Biograficzny
Data premiery (Świat): 01.09.2007
Data premiery (Polska): 04.04.2008
Czas trwania: 148 minut
Obsada: Emile Hirsch, Catherine Keener, William Hurt, Marcia Gay Harden, Hal Holbrook, Jena Malone