Niedopasowane puzzle fabularne – analiza filmu „Banksterzy”

Arystoteles udzielając wskazówek dotyczących pisania dramatów scenicznych wskazał, że tragedia jest „naśladowaniem nie ludzi, lecz działania (akcji) i życia. Celem naśladowania jest przedstawienie jakieś akcji, a nie właściwości postaci” (Arystoteles, 1983, s.19). Tą maksymą kierowali się twórcy filmu BANKSTERZY (2020, M. Ziębiński), którzy składając puzzle historii filmowej, zapomnieli o wiarygodnych postaciach (jak i o wielu innych podstawowych zasadach dramaturgii filmowej). Można by to „niewielkie” przeoczenie wybaczyć (przecież zazwyczaj w blockbusterach kinowych to spektakularne wydarzenia i zwroty akcji dominują ponad bohaterami), gdyby nie fakt, iż brakuje w tym logiki, wiarygodności, o strukturze dramaturgicznej nie wspominając. „Puzzli fabularnych”, które składają się na historię filmową jest zaledwie kilkanaście (niczym puzzle dla trzylatków), przez co całościowo historia ma początek
, środek i zakończenie, ale brak szczegółów, które uwiarygodniłby przebieg zdarzeń fabularnych, czy nakreśliły portret psychologiczny postaci. W „dopracowanych” historiach tych elementów (puzzli) jest kilkadziesiąt, co wpływa na to, że każdy detal w pojedynczej scenie buduje warstwę fabularną, jednocześnie eksplikuje charaktery bohaterów. W filmie Banksterzy, jest zaledwie kilkanaście „nieobrobionych” puzzli ułożonych tak, by całościowo stworzyło to kompozycję, której „banki miały się obawiać” a widz masowo pojawić na seansach filmowych.
Na początku warto przyjrzeć się filmografii twórców, któryż popełnili historię „której boją się banki”. Producentem filmu jest król polskiej komedii romantycznej Kazimierz Rozwałka mający na swoim koncie taki hity kinowe jak m.in. Porady na zdrady, Podejrzani zakochani, Pech to nie grzech. Scenariusz do filmu jak można przeczytać w serwisie filmpolski.pl napisali Piotr Staszak znany głównie z seriali telewizyjnych (Wojenne dziewczyny, Nie rób scen, czyli scenariuszy, gdzie wielowątkowość jest jednym z podstawowych założeń scenariuszowych), oraz Adam Guz debiutujący scenarzysta. Drugi z twórców nie jest znany w środowisku filmowym (debiut scenariuszowy) ale za to jego nazwisko pojawia się na portalach internetowych, jako członka zarządu czy dyrektora finansowego, co wskazuje, iż pisarz prawdopodobnie posiada wiedzę dotycząca mechanizmów bankowych, ale niekoniecznie potrafi ją przekazać za pomocą środków dramaturgicznych, przynależnych sztuce scenariopisarskiej. Film wyreżyserował Marcin Ziębiński, który nie partycypował przy pisaniu scenariusza a jedynie reżyserował film więc w myśl zasady z marnego scenariusz dobry film nie powstanie, trudno ocenić na ile reżyseria wpłynęła na finalny kształt analizowanej historii.
W banksterach obrazowana jest historia różnych osób związanych z polską aferą bankową, z przełomu lat 2007/2008, dotyczącą sprzedawania niekorzystnych dla klientów kredytów bankowych w Frankach oraz tzw. Polislokat. Jak można przeczytać na oficjalnej stronie producenta filmu to „opowieść o systemie bankowym, o mechanizmach jego funkcjonowania, które nigdy nie ujrzały światła dziennego, generujących zdarzenia mające wpływ bezpośrednio lub pośrednio na życie codzienne milionów ludzi” ( http://figarofilm.com/, 02.02.2020). Z tego opisu można wywnioskować, iż scenarzyści nie tyle napisali historię o „żywych” ludziach (te są marionetkami dopasowanymi do wydarzeń) tylko o pewnym systemie i jego mechanizmach próbując skorelować z nim postacie. Znana od wieków zasada dramaturgiczna, że historie buduje się w oparciu o postacie i opowiada o żywych ludziach nie został tu zaadoptowana. Same mechanizmy bankowe powinny być jedynie pretekstem do opowiadaniu o człowieku i niejako jego kondycji, przynajmniej w filmach, gdzie eksplikuje się ludzkie dramaty. W filmie Banksterzy oczywiście pojawiają się postacie zarówno pierwszego jak i drugiego planu, jednak są one wykorzystywane mechanicznie, to znaczy podporządkowują się całkowicie fabule, której motywem przewodnim jest system bankowy. Co gorsze dla historii, spróbowano to zrobić przekrojowo, wielowymiarowo, od przeciętnego obywatela biorącego kredyt, na możnych tego świata kończąc. Gdyby w tak przekrojowy sposób opowiedzieć te historię tworząc wielosezonowy serial, takie podejście może i udałoby się zrealizować, jednak twórcy postawili sobie wyzwanie, by dokonać tego w stu minutach czasu ekranowego. Kolokwialnie ujmując temat, gdy coś jest o wszystkim jest o niczym, jednak twórcom zapewne przyświecała maksyma „od nadmiaru głowa nie boli”, więc w filmie mamy nagromadzenie postaci, z których każda generuje swój własny wątek. Oczywiście wielowątkowe historie, tak zwane narracje z multiprotagonistą są cenione zarówno przez publiczność jak i krytykę, dla przykładu filmy Alejandro G. Iñárritu, Roberta Altmana, czy z rodzimego podwórka Kler Wojciecha Smarzowskiego. Jednak w wymienionych przykładach twórcy konsekwentnie obrali pewną strategię narracyjną, realizując ja z wyczuciem, przy umiejętnym wykorzystaniu środków dramaturgicznych. W przypadku Banksterów scenarzyści spróbowali stworzyć wielowątkową historię zgodną z zasadą „Patryka Vegi”, czyli nośny kontrowersyjny temat, sfabularyzowany według algorytmu: by działo się dużo, były zwroty akcji, zaistniała niewyszukana groteska, a produkcja z pewnością przyciągnie widownie do kin.
Prześledźmy aspekt wielowątkowości w Banksterach. Filmową historię otwiera sekwencja, w której młoda pracownica banku zostaje awansowana na szefową zespołu. Prezes banku (Tomasz Karolak) wyznacza dla jej zespołu wygórowane normy sprzedażowe. Wraz z uruchomieniem wątku związanego z sprzedażą obrazowana jest sytuacja bliskości pomiędzy prezesem a jego podwładną, co staje się przyczynkiem do ich późniejszego romansu i co się z tym wiąże kolejnym wątkiem. Potencjalnie postać młodej pracownicy ukierunkowanej na sukces mogłaby stanowić główną linie narracyjną (w myśl zasady, iż historie filmowe zaczyna się od pokazania w pierwszej scenie głównego bohatera) lub stanowić przesłankę do stworzenia figury popularnego obecnie w popkulturze antybohatera.
W kolejnej sekwencji poznajemy Mateusza pracującego jako informatyk w firmie swojego kolegi Artura (Rafał Zawierucha). Ten mającej stworzyć spółkę z Koreańczykami proponuje wyjazd Mateuszowi do Warszawy celem rozbudowy firmy i co się z tym wiąże podwyżkę wynagrodzenia. Sytuacja jest problematyczna dla Matusza, gdyż z jednej strony pragnie wyprowadzić się z rodziną od teściowej, jednocześnie nie chce wyjeżdżać z Gdyni. W tych zaledwie dwóch scenach zostają uruchomione kolejne trzy wątki dotyczące: życia prywatnego Matusza, relacji koleżeńskich pomiędzy Arturem a Mateuszem oraz rozwoju firmy. Linia narracyjna związana z postacią Mateusza, który pojawia się najczęściej w filmie, mogłaby stać się osią dramaturgiczną dla historii filmowej (stanowić zalążek tzw. historii jednoogniskowej) będąc podstawą struktury scenariuszowej, jednak traci swoją dominantę w natłoku innych linii fabularnych. Twórcy w kolejnych scenach uruchamiają następne wątki, gdyż uważają, iż te które zaprezentowali prawdopodobnie zwierają, zbyt mały potencjał dramaturgiczny. Obrazowane są sytuacje: korumpowania prezesów bankowych przez polityka (Jan Frycz), nielegalne podsłuchy polityków, interesy wysoko postawiony przedstawicieli amerykańskiej finansjery z Wallstreet (Maciej Nawrocki) itd…
Przez brak koncepcji lub zdecydowania w wyborze jednej z strategii narracyjnych (narracje równoległa, bądź jednoogniskową z wątkiem głównym) struktura dramaturgiczna jest zakłócona i nie ma oparcia w solidnej konstrukcji scenariuszowej. Trudno rozpoznać punkt inicjujący historię. Czy jest to scena z 18 minuty, kiedy młody biznesmen informuje, że oto wpadł na doskonały pomysł, którym zapoczątkował aferę Frankową, czy może sytuacja, gdy Mateusz w 45 minucie zaciąga, jak się okaże fatalny dla niego w skutkach, kredyt w Frankach. Każde kolejne wydarzenie wręcz pretendujące do bycia jakimś znaczącym przełamaniem dramaturgicznym, jednak zamiast struktury jest zbiór wydarzeń nie tyle, zgodnych z podstawowymi zasadami dramaturgii, co dopasowanych tak by kolokwialnie pisząc „dużo się działo”. Punkt kończący II akt, teoretycznie ma miejsce, gdy w filmie pojawia się informacja o początku kłopotów amerykańskiego banku Lehman Brothers w 60. minut, czyli stanowczo za wcześniej, jeśli chodzi o szkielet dobrze skonstruowanej historii. Analizując strukturę przez postać Mateusza to jego tzw. low point, czyli kończący drugi akt upadek bohater, kiedy poza zadłużeniem opuszcza go żona a on sam trafia na komisariat policji jest w 84. minucie. Znowu następuj zaburzanie proporcji w strukturze dramaturgicznej, gdyż akt finałowy „potrzebuje czasu” by punkt kończący (climax) został odpowiednio zbudowany jak i kilka minut na tak zwane wybrzmienie, czyli pokazanie „nowego porządku” w fabule filmowej. Niestety twórcy mają na to raptem 15. minut (oraz na wykończenia licznych innych wątków) dlatego zupełna niewiarygodność scen finałowych jest przysłowiowym gwoździem do trumny tej historii.
Nasuwa się pytanie o czym dokładnie jest film? Który wątek jest kręgosłupem struktury tego scenariusza. Za którą postacią ma podążać widz? Czy jest to opowieść eksplikująca człowieka i jego dylematy moralne (Artur, Mateusz), czy typowe story-driven z eksponowaniem spektakularnych wydarzeń i akcji (afera finansowa). Te pytania pozostają bez odpowiedzi ponieważ twórcy, jak zostało już to opisane, nieumiejętnie zorganizowali przebieg poszczególnych linii narracyjnych tworząc coś na kształt narracji równoległych nazywanych przez Lindę Aronson tandemowymi. Dodatkowo powzięta strategia pokazania jak najwięcej, w krótkim czasie ekranowym powoduje, iż ekspozycja bohaterów jest znikoma. Dla przykładu – na temat ukierunkowanej na sukces, pracownicy banku dowiadujemy się, że przerwała studia z psychologii, bo musiała zarabiać na życie. To wystarczający powód by uczynić ją antagonistką filmową realizującą ambicje zawodowe, kosztem setek oszukanych klientów banku. Co należy dodać, wydarzenia, w których partycypują postacie są przewidywalnymi sytuacjami. W przypadku opisywanej pracownicy jest to na przykład scena, w której przełożony proponuje jej seks w zamian za szybki awans, na co ona się zgadza. Ogólnie w filmie nie ma czy to protagonistów czy antagonistów dwuznacznie moralnych. Wyjściowe ustawienie postaci jest tworzone według sztampowego schematu: ofiary systemu bankowego to pozytywne jednostki, a przedstawiciele banku, politycy, finansiści to „czarne charaktery”, oczywiście nie wliczając w to jednej trzecioplanowej postaci, która próbując ostrzec starszego klienta banku przed zakupem polislokat wykrzykuje desperackie „niech pan tego nie robi!”.
W historii filmowej zawodzi również wiarygodność. Arystoteles pisząc o zasadzie mimesis wskazał, iż tragedia nie musi być zgodna z tym co obserwujmy w codziennej rzeczywistości. Jednak tak przedstawiona by widz zrozumiał i zaakceptował logikę (fizykalność) prezentowanych światów, czy konkretnych zdarzeń. Diegeza filmowa jest zawsze wytworem imaginacji twórcy (subiektywnym spojrzeniem na rzeczywistość), tylko że w przypadku „Banksterów” rzeczywistość diegetyczna ma się nijak do zasady logicznego myślenia. Większość z prezentowanych sytuacji w filmie dzieje się z tak zwanego „naddania scenarzystów”, czyli układania kolejnych zdarzeń bez respektowania logiki w prezentowanych światach, czy uwzględnienia aspektu psychologicznego bohaterów. Naczelną zasadą staje się szybki rozwój i spektakularność prezentowanych wydarzeń. Pośrednio wynika to z nagromadzenia licznych wątków i wynikających z tego luk fabularnych, przez które przeskoki między zdarzeniami są gwałtowne. Dla przykładu, podczas imprezy w nocnym klubie i rozmowie o kredytach, jedna z postaci Tom (Maciej Nawrocki) przeżywa nagłe olśnienie, które staje się asumptem dla dalszego rozwoju wydarzeń. Spontanicznie dzwoni do swojego ojca, rekina finansowego w USA, a ten w kolejnej scenie już zawiera układa z politykiem, który korumpuje prezesów bankowych. Przedsiębiorca, który podpisuje wielomilionowe kontrakty z Koreańczykami zupełnie nie orientuje się w mechanizmach finansowych (nie zatrudnia księgowego), tylko oddaje się w ręce „złego” bankowca, bo przecież bank „to instytucja zaufania publicznego”. Niektóre rozwiązania natomiast są niczym nagłe zrządzenie Bogów (desu ex machina), którzy nagle postanowili odmienić los człowiek wyciągając „pomocną dłoń”. Tak się dzieje w końcówce filmu, gdy Mateusz od pogrążonego w długach bezrobotnego, po kilku zupełnie niewiarygodnych scenach staje się biznesmenem wprowadzającym na giełdę dobrze prosperującą firmę. Ekspert finansowy Krzysztof Oppenheim stwierdza, że „poziom ignorancji autorów scenariusza w tej dziedzinie, przekracza dopuszczalne normy pewnie stukrotnie”.
W filmie eksponowane są również sekwencje, mające wprowadzić element komediowy i ponownie zawodzi wiarygodność zachowania poszczególnych postaci. Dla przykładu scena, gdy pracownicy niższego szczebla zostają wysłani na cmentarz, by spisywać nazwiska osób zmarłych, celem podwyższenia statystyk sprzedażowych. Zachowanie dwójka pracowników bankowych, którzy realizują to zadanie jest pokazane na zasadzie kontrastu. Dla jednego to doskonała zabawa (swym zachowaniem przypomina pacjenta szpitala psychiatrycznego), dla drugiego traumatyczne przeżycie. Pracowniczka spisując nazwisko z nagrobka, niczym świadek na miejscu jakieś tragicznej zbrodni, wymiotuje ze stresu, po czym zanosi się desperackim płaczem z powodu swego nikczemnego czynu. Tu warto zaznaczyć, iż w tej scenie pojawiają się postacie trzeciego planu podczas, gdy scenarzyści mogliby wykorzystać potencjał postaci pierwszo planowych, dla budowania ich portretu psychologicznego. Tego typu irracjonalnych scen jest więcej co przywodzi na myśl stare porzekadło „ani to śmieszne ani straszne”. Nasuwa się pytanie, czy twórcy celowo to zrobili, gdyż film miał być tylko pokazaniem całej afery w krzywmy zwierciadle”, czy wierzą w ułomność logicznego myślenia widzów.
Banksterzy na pewno nie są filmem festiwalowym i zapewne twórcy nie postrzegali go przez pryzmat „Złotych Lwów”, tylko kierowali się, podobnie jak w przypadku komedii romantycznych, zasadą maksymalizacji zysków i zapewnienia filmowi wysokiej frekwencji w kinach. Ta jak na produkcję, opartą na tak nośnym temacie, była niska, ale to prawdopodobnie wynik nagłego zamknięcia kin z powodu pandemii. Zasada zarabiania na filmach kosztem tworzenia kina artystyczno – społecznego jest w pełni uzasadniona w przypadku komedii romantycznych, jednak w Banksterach poruszono ważny społecznie temat przerabiając go na niewiarygodną, jednowymiarową historię. Przy okazji tej produkcji nasuwa się pytanie związane z jej finasowaniem. Mianowice film dostał dofinansowanie z Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Eksperci tej instytucji znani są z krytycznych osądów i odrzucania projektów wielu szanowanych reżyserów i scenarzystów. Czyżby owi eksperci dostrzegli w tym projekcie, wtedy jeszcze na etapie developmentu, walory, które większość krytyków (m.in. Tomasz Raczek, Dawid Muszyński, Maciej Rudke) przeoczyła? Jak dla mnie jest to największa zagadka tej produkcji.
Arystoteles, Poetyka, tłum. Henryk Podbielski, Wrocław, 1983.
Aronson Linda, Scenariusz na miarę XXI wieku, tłum. Agnieszka Kruk Warszawa, 2019
https://filmpolski.pl/fp/index.php?film=1253352
Oglądałem film „Banksterzy”: „Banków nie wystraszy, co najwyżej rozśmieszy” https://premium.wprost.pl/10382292/ogladalem-film-banksterzy-bankow-nie-wystraszy-co-najwyzej-rozsmieszy.html