Steven Jay Schneider – 1001 filmów, które musisz zobaczyć [RECENZJA]

Jak zostać kinomanem? Gdyby to było kwestią oglądania filmów, nie pytalibyśmy o to. Bycie kinomanem przypomina bycie saperem. W zawiłym splocie dziejów kinematografii musimy znaleźć odpowiednie kabelki. Możemy uciekać się do pomocy wyszukiwarek internetowych, ale wypunktowane przez nie kanony filmów zwykle ograniczają się do 100 tytułów, co daje około jeden film na jeden rok istnienia kinematografii. Nie byłoby to mało, gdyby nie fakt, że im aktualniejszy rok, tym więcej ma reprezentantów. Problemem są też autorzy, którzy zwykle nie legitymizują swoich rankingów odpowiednią znajomością kina, a jedynie upodobaniem do oglądania filmów.
Do zwykłych widzów, niczym mitologiczny Prometeusz z pochodnią, zszedł Steven Jay Schneider, by rozświetlić przed nimi mroki historii kina. „1001 filmów, które musisz zobaczyć ” – książka tego filmoznawcy i producenta filmowego (współpracował między innymi z takimi reżyserami jak M. Night Shyamalan i James Wan) – to pozycja nieustannie wznawiana i aktualizowana, która zrobiła z wielu widzów na całym świecie kinomanów.
Choć pod „1001 filmów, które musisz zobaczyć” podpisuje się jedna osoba, to książka jest wielogłosem. O wyróżnionych filmach napisało ponad 70 krytyków filmowych, dziennikarzy, profesorów filmoznawstwa, scenarzystów, reżyserów i osób organizujących wydarzenia filmowe. To ludzie, dla których film jest nie tylko pasją, ale i karierą zawodową. Przygotowane przez nich opisy filmów z encyklopediami i leksykonami mają wspólną tylko jedną cechę – rzetelność. Stylem przypominają eseje. Są napisane ze swadą, językiem łączącym literackość z przystępnością. Częstą praktyką po oglądnięciu filmu jest czytanie recenzji. Tylko te najlepsze pozostawiają nas z czymś poza subiektywnym opisem wrażeń. W „1001 filmów, które musisz zobaczyć” każdy z opisów wyjaśnia fenomen danego filmu i jego wpływ na kinematografię. Osadza go nie tylko w historii kina, ale i w innych kontekstach. Czegoś takiego brakuje w internecie. By zebrać najważniejsze informacje musimy posiłkować się kilkoma źródłami. Tu mikroeseje są pigułką, zawierającą ekstrakt tej wiedzy. Każdy z opisów opatrzony jest rubryczką z informacjami o kraju, języku, producencie, scenarzyście, reżyserze, muzyce, operatorze i obsadzie. Zawiera wykaz najważniejszych nagród przyznanych filmowi. Obok większości opisów zamieszczony jest również jakiś cytat z filmu lub wypowiedź kogoś z ludzi kina, co dopełnia charakterystyki.
Rolling Stones śpiewali: „Nie mogę dostać satysfakcji”. Książka „1001 filmów, które musisz zobaczyć” jest jednak tak bliska dostarczenia satysfakcji jak tylko może. Wyliczanie najważniejszych filmów rozpoczyna się od 1902 roku tytułem „Podróż na księżyc”, a kończy na „Lighthouse” z 2019 roku. Wbrew temu, co można przeczytać w sieci zestawienie nie jest amerykańskocentryczne. Taki zarzut obala już Wikipedia, która prezentuje statystyki występowania danych krajów w książce. Do USA przypisano 569 tytułów. To adekwatna liczba, skoro USA jest Mekką filmowców, do której zmierzają twórcy z całego świata, a wyznacznikiem sukcesu w branży jest sukces na gruncie kina amerykańskiego. Nie można też zarzucić faworyzowania określonych gatunków. Reprezentowany jest tu film animowany, krótkometrażowy, dokumentalny (rozgraniczony nawet na dokumentalny fabularyzowany). Jedynym problemem może (ale nie musi) być pojawienie się niektórych tytułów w tym zestawieniu, przy braku innych. Co wśród „filmów, które musisz zobaczyć” robi „Ladybird” – niezły, acz mało oryginalny komediodramat o wchodzeniu w dorosłość, skoro na liście jest już o wiele lepszy film jego reżyserki, Grety Gerwig, „Małe kobietki”, reprezentujący ten sam nurt? W to miejsce można było wstawić dosłownie cokolwiek w miarę dobrze ocenionego, chociażby „Supermana” z 1978 roku – film, który zapoczątkował w kinie głównego nurtu dość hojnie reprezentowany w książce nurt filmu superbohaterskiego. Z każdym zestawieniem wiąże się jednak taki problem. Nawet z takim jak to, które ma możliwie najbardziej obiektywny charakter.
Recenzowane wydanie książki nie posiada żadnych wad. Jeśli jakieś posiada (np. tłumaczenie, którego krytyczne oceny można znaleźć w sieci), patrz: wcześniejsze zdanie. Pisząc jednak na poważnie: wady zostały wyeliminowane w kolejnych wydaniach, których w Polsce mieliśmy już kilka. W USA pierwsza edycja pochodzi z 2003 roku. Książka jest aktualizowana i poprawiana, ciągle obecna na rynku księgarskim, co może być nawet lepszą rekomendacją niż recenzja. „1001 filmów, które musisz zobaczyć” wydrukowano na kredowym papierze i wypełniono wysokiej jakości miniaturami plakatów filmowych i zdjęciami. Nie spotkałem się z leksykonem równie przyjaznym w nawigacji. Tylko internet mógłby umożliwić sprawniejsze poruszanie się po zawartości. Tytuły uszeregowano alfabetycznie, według roku powstania, istnieje też indeks gatunków i reżyserów. Załatwia to odwieczny problem: „co by tu oglądnąć…”. Możemy wybierać spośród tysiąca filmów, według kilku kryteriów. Każdą dekadę wyróżniono innym kolorem. Potencjalnych czytelników może odstraszać cena książki. Płacąc ją, otrzymają oni około 1000 stron, które mogą być filmowym doradcą na około 3 lata (przy założeniu oglądania jednego filmu dziennie). Jest to również pozycja, którą od czasu do czasu otworzy się nawet po zaliczeniu wszystkich filmów – dla ciekawostek, cytatów, czy choćby samego obejrzenia ponad stu lat istnienia filmu na zdjęciach.
„1001 filmów, które musisz zobaczyć” to biblia każdego, kto pragnie poznać najważniejsze filmy w historii kinematografii. Po przeczytaniu jej i odrobieniu zadań domowych, czyli zaliczeniu tysiąca seansów, nie staniesz się oczywiście filmoznawcą. Książka zmieni Cię jednak w kogoś, kto jest obytym miłośnikiem X muzy. Zaczniesz zauważać nawiązania do wpływowych filmów w tych nowszych i mniej znanych. Będziesz widzem, który dostrzega w oglądanym filmie nie tylko to, co jest, ale i to, co już było.
Steven Jay Schneider – 1001 filmów które musisz zobaczyć
Tytuł oryginalny: 1001 movies you must see before you die
autor: Steven Jay Schneider
język oryginału: angielski
gatunek: leksykon