Incepcja / Inception (2010)

Christopher Nolan jest wielki. W czasach, gdy film za duże pieniądze kojarzy się przede wszystkim z idiotycznymi produkcjami pokroju „Transformers”, niepotrzebnymi kontynuacjami starych hitów („Terminator: Ocalenie”), on pokazuje swoją wysokobudżetową „Incepcję”. Jakże inną od wcześniej wspomnianych tytułów, jakże inną od znacznej większości filmów za grube miliony. Nolan udowadnia, że można zrobić film efektowny, pełen akcji, a zarazem nie obrażający inteligencji widza, film, który angażuje i nie daje o sobie łatwo zapomnieć. Ale zacznijmy od początku.
Oto poznajemy Doma Cobba (Leonardo DiCaprio) – złodzieja, który para się kradzieżą sekretów ukrytych w podświadomości jego ofiar. Swoich czynów dokonuje w trakcie snu osoby okradanej. W ukazanym bowiem przez Nolana świecie możliwe jest, poprzez wykorzystanie specjalnych mechanizmów, przeniknięcie do marzeń sennych innych ludzi. Okradany nie wie, że jest ofiarą. Jeśli kradzież przebiega sprawnie, po przebudzeniu nie ma pojęcia o tym, co się właśnie stało.
Sam Cobb nie jest postacią prostą. Ciąży na nim wyrok ekstradycji. W Stanach (w których nie może się pojawiać) czeka na niego dwójka małych dzieci. I nagle przed Cobbem staje szansa na zdjęcie ekstradycji, wyczyszczenie kartoteki. Musi wykonać coś, co jest zupełnym przeciwieństwem tego, co do tej pory robił. Zamiast wykradać ideę, ma ją teraz wszczepić. Ofiarą ma być syn umierającego właściciela ogromnej firmy. Ideą do zaszczepienia – „zniszczyć imperium ojca”.
Pomysł na film jest pierwszorzędny, a jako że tematyka snu przez filmografię nie została jeszcze doszczętnie wyeksploatowana, także oryginalny. Reżyser (który jest zarazem scenarzystą) nie pokazuje tylko rzeczywistości i snu. Idzie dalej – i tak oto mamy sen w śnie, czy też sen w śnie śnionym. Do tego czas w coraz głębszych poziomach snów upływa coraz wolniej w stosunku do rzeczywistego. Może wydawać się to skomplikowane, ale w praktyce jest zaskakująco klarowne. Wszystko to za sprawą niezwykle dopracowanego i przemyślanego w najmniejszych detalach scenariusza. Nolan popisał się ogromną umiejętnością opowiadania w sposób przystępny wielopoziomowej fabuły. Pomijając pierwsze 30 minut „Incepcji” (w których rzuceni w wir akcji poznajemy świat przedstawiony), reszta filmu jest jak najbardziej klarowna, poszczególne warstwy snu płynnie przeplatają się, a widz nie ma problemu, aby w tym wszystkim się odnaleźć. Aby docenić w pełni ogromny kunszt Nolana wystarczy przeprowadzić mały eksperyment. Spróbujcie po seansie opowiedzieć znajomemu, który na „Incepcji” nie był ogólny przebieg filmu. Gdy uświadamiamy sobie jakie to trudne, w pełni możemy zrozumieć, jak wspaniałą pracę nad scenariuszem wykonał Nolan. On nie tylko potrafił wszystkie elementy poskładać w jedną spójną całość, ale i utrzymać to wszystko w ryzach. Przez cały seans, ani przez chwilę nie odnosi się wrażenia, aby w którymś momencie akcja uciekła reżyserowi spod kontroli. Wszystkie sceny wydają się być przemyślane, dokładnie obmyślone, i co najważniejsze, podporządkowane fabule. Możliwe, iż film posiada pewne drobne niedociągnięcia, niemniej jednak przy pierwszym seansie są one praktycznie nie do dostrzeżenia. Akcja pędzi tak szybko, że niemożliwym jest dłuższe zastanawianie się nad mniej ważnymi kwestiami.
Mówiąc o scenariuszu bez wątpienia wspomnieć należy nienachalnym humorze, który trzeba zaliczyć filmowi na plus oraz o braku wyszukanych, pseudonaukowych teorii, które najczęściej psują odbiór filmów SF. Tutaj wszystko ograniczone jest do niezbędnego minimum. Można narzekać na trochę zbyt małe skupienie się na świecie realnym, ale osobiście wolę pewne niedopowiedzenia, niż łopatologiczne tłumaczenie wprost, które w większości filmów zabija ich magię i wychodzi najzwyczajniej w świecie kiepsko. Tak więc Nolan nie mówi, jak powstał sprzęt do wchodzenia w sny innych osób, nie skupia się na tym, jak do tego urządzenia podchodzi rząd. To nie jest ważne, a my to, co widzimy, kupujemy. Zbędne wyjaśnienia są widzowi niepotrzebne.
Jak łatwo się domyślić, warstwa wizualna w takim filmie to sprawa niezwykle istotna. W przypadku „Incepcji” strona techniczna to istny majstersztyk. Efekty specjalne robią ogromne wrażenie, jest co podziwiać (składająca się część Paryża, pędzący środkiem ulicy pociąg). Nie odnosi się tutaj wrażenia przeszarżowania. Wprost przeciwnie, na upartego można zastanowić się, czy nie za słabo wykorzystano potencjał snów. Te przedstawione w filmie są w dużym stopniu realne, większej dawki surrealizmu tutaj nie doświadczamy. Jednakże ma to pewne uzasadnienie w fabule. A i umiar w tej kwestii trzeba ostatecznie docenić – jest na pewno lepszy od przesadzenia w drugą stronę. Co się tyczy scen akcji, jest tu kilka niewątpliwych perełek. Na pierwsze miejsce bez wątpienia wysuwa się niezwykle efektowna scena walki w hotelowym korytarzu, w którym nie ma grawitacji. Pomysłowe, robiące wrażenie – to się ceni. Ale nie można zapominać o innych emocjonujących strzelaninach i pościgach. Wszystko zostało nakręcone w szybkim tempie i profesjonalnie zmontowane. Problem znany z wielu obecnych filmów akcji – kamera latająca tak szybko, że nic nie widać – tutaj nie występuje. Całości dopełnia muzyka Hansa Zimmera – rewelacyjna, współgrająca z obrazem, oddziałująca na emocje.
Aktorzy to oddzielna kwestia, za którą należą się Nolanowi wielkie brawa. Ich dobór budzi uznanie, nie ma tutaj praktycznie słabych stron. Role obsadzone są bez zarzutów. DiCaprio gra na standardowym, wysokim poziomie. Joseph Gordon-Levitt mimo swojej niepozornej aparycji, świetnie odnajduje się w scenach akcji. Tom Hardy to chyba najlepszy członek obsady – jego gesty i mimika robią wrażenie. Żeńska część obsady nie ustępuje męskiej. Marion Cotillard (wcielająca się w żonę Cobba) – gdy trzeba urocza, innym razem – przerażająca, groźna. Ellen Page (grająca architektkę snów) – spore zaskoczenie. Mimo iż byłem bardzo sceptycznie nastawiony przed seansem do obsadzenia jej w tym filmie, okazało się, iż wywiązała się ze swojej roli bardzo dobrze.
Inaczej ma się sprawa z tym, jak poszczególne postaci są rozbudowane. Tak naprawdę lepiej możemy poznać jedynie bohatera DiCaprio, owianego aurą tajemnicy. Zagadka dotycząca jego przeszłości i śmierci żony (która nawiedzając go jako protekcja w snach, nie raz krzyżuje mu plany) jest równie ciekawa, jak wątek tytułowej incepcji. Dzięki niej postać Cobba nabiera rysów tragicznych budząc tym samym jeszcze większe zainteresowanie widza. Niestety, sytuacja z innymi bohaterami (członkami skompletowanej przez Cobba ekipy) nie jest taka sama. Można wręcz powiedzieć, że nie wiemy o nich prawie nic. Trochę brakowało mi rozbudowania kwestii ich motywacji do działania, wzięcia udziału w incepcji. Z jednej strony można przypuszczać, że zaoferowano im sporą sumę pieniędzy (wspomina coś o tym jedna z postaci), ale poświęcono temu w filmie za mało miejsca. W praktyce wygląda to tak, że cała ekipa z chęcią podejmuje się akcji, podczas gdy naprawdę duże korzyści ma mieć z tego tylko Cobb.
Można pomarudzić na pomniejsze wady (które nie psują ogromnej przyjemności oglądania), jak sceny, w których bohaterowie cudownie uchodzą bez szwanku z największej strzelaniny. Jednak nie ma to większego sensu. Tym bardziej, że wszystkie drobne minusy, mogą okazać się zamierzonym działaniem reżysera, jeśli przyjmiemy jedną z możliwości interpretacji zakończenia.
A właśnie takie niejednoznaczne zakończenia to już coś, do czego zostaliśmy przyzwyczajeni przez reżysera „Memento” i „Prestiżu”. Na koniec Nolan zostawia otwartą furtkę. Nie podsuwa gotowego rozwiązania, daje temat do namysłu. Możliwości interpretacji jest co najmniej kilka. Już sam ten fakt sprawia, że „Incepcja” nie jest filmem, o którym szybko się zapomni. Bez wątpienia nadaje się do wielokrotnego oglądania. Nawet jeśli wszystko wydaje nam się jasne, nadal warto będzie wracać do wielu kapitalnych scen. Czy „Incepcja” jest filmem wielkim? Na to pytanie odpowiedź przyniosą kolejne seanse. Na chwilę obecną bez wątpienia można powiedzieć, iż jest to inteligentna rozrywka na najwyższym poziomie. Rozrywka, którą zapewnia nam nie kto inny, tylko Christopher Nolan – kinowy magik, jeden z najzdolniejszych reżyserów młodego pokolenia. Jestem pewny, że nie powiedział ostatniego słowa. Jeszcze nas zaskoczy. I to nie raz.
Tytuł oryginalny: Inception
Reżyseria: Christopher Nolan
Scenariusz: Christopher Nolan
Zdjęcia: Wally Pfister
Muzyka: Hans Zimmer
Produkcja: USA, Wielka Brytania
Gatunek: Surrealistyczny, Thriller, Sci-Fi
Data premiery (Świat): 08.07.2010
Data premiery (Polska): 30.07.2010
Czas trwania: 148 min
Obsada: Leonardo DiCaprio, Joseph Gordon-Levitt, Marion Cotillard, Ellen Page, Cillian Murphy, Ken Watanabe, Tom Hardy