Incepcja / Inception (2010)

Kiedy Kino cierpi na brak oryginalnych pomysłów, pojawia się Christopher Nolan. Człowiek, który potrafi skonstruować intrygę w sposób po prostu rewelacyjny. Kiedy pół roku temu zobaczyłem trailer „Incepcji”, a potem dowiedziałem się, że reżyserem jest Nolan, pozostawało tylko czekać i czekać. Ale opłaciło się.
Dom Cobb specjalizuje się w kradzieży. Ale nie jest to taki rodzaj zajęcia, o jakim zwykle myślimy słysząc słowo „kradzież”. Cobb potrafi usuwać z ludzkiej podświadomości wszelkie rzeczy tam skrywane. Udaje mu się to za pomocą dostania się do snu „ofiary”. Jednakże próba okradnięcia japońskiego biznesmena Saito kończy się fiaskiem, a w pracy Doma nie ma miejsca na porażki. Kiedy Cobb pragnie wrócić do swoich dzieci, Saito proponuje mu układ. W zamian za swobodny przelot do Stanów Zjednoczonych, „złodziej” ma wkraść się do podświadomości syna przywódcy konkurującej firmy. Tam ma wykonać tytułową incepcję, czyli zaszczepić ideę w ludzkim umyśle. Chociaż zadanie wydaje się z pozoru niewykonalne, Cobb postanawia sprostać mu czoła.
DiCaprio po raz drugi w krótkim odstępie czasu pojawia się w obrazie, gdzie jego bohater ma rozbudowaną psychikę. O ile w „Wyspie tajemnic” był przedstawiony trochę łopatologicznie, to w „Incepcji” jest zdecydowanie bardziej pełnokrwisty, a Leo poradził sobie bardzo, ale to bardzo dobrze. Szczególnie najlepiej wychodzą mu sceny z jego żoną, którą kapitalnie, fenomenalnie, świetnie zagrała Marion Cottilard. Miała przedstawić kobietę z pazurem, ale również mocno zakłopotaną. I śmiało mogę powiedzieć, że jej kreacja była zdaje się najlepsza w tym filmie. Ale na tym popisowe aktorstwo się nie kończy. Kolejne laury należą się Josephowi Gordonowi-Levittowi. Obok Cottilard był najbardziej zżyty ze swoją postacią. Ponadto bardzo naturalnie prezentował się w garniturze. Trochę raziła prostolinijna postać Ariadne, chociaż w grze Ellen Page nie zauważyłem żadnych wad. Znalazło się też miejsce dla Michaela Caine’a – mała rola, właściwie nieistotna, ale liczy się to, że kolejny raz u Nolana się Caine pojawia. Oby w następnym projekcie miał dla niego coś znacznie większego.
Motorem napędowym filmu twórcy „Mrocznego Rycerza” staje się po raz kolejny pomysł. Tak jak w „Memento”, reżyser umiejętnie balansuje pomiędzy prawdą i fałszem, jawą i snem. Z początku może się to wydać trochę skomplikowane, ale tak jak w przypadku pierwszego pełnometrażowego filmu Nolana, tak tutaj w trakcie seansu układa się to w spójną całość. Ale właśnie dzięki takiej, a nie innej idei Chris potrafi widza wciągnąć w seans, pozwala zatopić się w wykreowanym przez siebie świecie.
Skoro „Incepcja” tak zaciekawia, to chyba każdy wie, jaka musi być strona wizualna filmu. A jest tak najłagodniej mówiąc, oszałamiająca. Chociaż w zwiastunach trochę fałszywie publiczność może być przekonana, że będą się wielce ulice zaginały – główny element trailera. Oczywiście jest tam taka scena. Dla mnie przynajmniej najwartościowszą rzeczą zawartą w dziele Nolana, był pozorny realizm. Mimo że film można uznać za surrealistyczny, w świecie snów nie ma czegoś takiego, co można nazwać czystym surrealizmem. Oczywiście te ujęcia – zaginanie ulic, brak grawitacji raczej przywodzą na myśl nierealność. Ale ja tego nie wyczułem. Wyglądało to po prostu naturalnie. Nie było przepychu, przesady. Pomimo to, wszystko jest nakręcone kapitalnie, udźwiękowione i zmontowane perfekcyjnie, i nie ma mowy o jakichś większych niedociągnięciach.
„Incepcja” nie istniałaby również bez muzyki Hansa Zimmera. Z reguły najbardziej potęguje ona napięcie, ale również świetnie nastraja w scenach emocjonalnych i scenach pościgowych, których w obrazie reżysera „Prestiżu” nie brakuje. Nolan z powodzeniem utrzymuje dobre tempo filmu przez 2,5 godziny filmu. Jak mówiłem, znajdą się tu pościgi, strzelaniny, dodatkowo świetnie uchwycone zimowe krajobrazy przez etatowego współpracownika Chrisa – Wally’ego Pfistera.
Jednakże twórca nie pozostaje jedynie na płaszczyźnie powiedzmy rozrywkowej. Dzięki ubarwieniu sytuacji bohaterów podczas przeprowadzania incepcji (SPOILER jeżeli zginą, trafią do Limbo – czyli w wierzeniach chrześcijańskich „krawędzi” Piekła KONIEC SPOILERA). Dodatkowym atutem jest fakt, że właściwie, gdyby się nie udała ta operacja, a oni żyli, to normalny Świat by się nie zawalił, żaden złoczyńca nie przejąłby nad niczym kontroli. Jedynie Cobb i Saito mieli w tym jakiś sensowny interes. Dzięki m.in. rzeczy napisanej w spoilerze, w dziele Nolana tworzy się drugie dno, pozwalające na wiele interpretacji, a także filozoficzne dywagacje. Co ważne, reżyserowi udaje się jednak nie odciągnąć widza od wątku przewodniego, jedynie ubogaca on projekcję „Incepcji”.
No i tak w sumie to Christopherowi Nolanowi wyszło arcydzieło. Film, który każdy kinoman winien zobaczyć. Ja sam wrócę do tego dzieła jeszcze przynajmniej raz. Po udanym „Mrocznym Rycerzu” (niezasługującym na miano arcydzieła, w mojej opinii) Nolan stworzył chyba opus magnum swojej kariery. Żaden jego obraz raczej nie dorówna „Incepcji”, a jeżeli dorówna, a nawet przewyższy, to co to będzie, co to będzie.
Ocena: 10/10
Tytuł oryginalny: Inception
Reżyseria: Christopher Nolan
Scenariusz: Christopher Nolan
Zdjęcia: Wally Pfister
Muzyka: Hans Zimmer
Produkcja: USA, Wielka Brytania
Gatunek: Surrealistyczny, Thriller, Sci-Fi
Data premiery (Świat): 08.07.2010
Data premiery (Polska): 30.07.2010
Czas trwania: 148 min
Obsada: Leonardo DiCaprio, Joseph Gordon-Levitt, Marion Cotillard, Ellen Page, Cillian Murphy, Ken Watanabe, Tom Hardy