Katyń (2007)

Powinnam napisać, że to film ważny, bo takie zdanie przylgnęło już chyba niczym integralna część tytułu. Że Wajda stanął na wysokości zadania, że jest wybitny, pracował z innymi wybitnymi i w ogóle wszystko w tym filmie jest wybitne. Powinnam? Z jednej strony Wajda, nasze eksportowe nazwisko w filmowym świecie, jest powszechnie uznany za autorytet, a autorytetów raczej się nie krytykuje, zwłaszcza gdy sam krytykujący nie ma ani dostatecznej wiedzy w danej materii, ani doświadczenia. Z drugiej strony: historia tragedii, mordu, rzezi, i moja obawa, czy krytyka filmu nie będzie odebrana bardzo dosłownie, jako krytyka i brak szacunku dla pomordowanych.
Tylko, że nie poradzę nic, że mnie się ten film nie podobał. Nie trafił w moją wrażliwość, w wyłapywaną przeze mnie symbolikę. I choć urzekły mnie zdjęcia Pawła Edelmana i dwie cudowne kobiety: Maja Komorowska i Danuta Stenka, to summa summarum po tych 125 minutach naprawdę z ulgą wyszłam z kina.
Gloria Victis. Chwała pokonanym – pisała Orzeszkowa. I tak motyw victis jest u nas dość częsty, czasem nałogowy wręcz. Jest chyba coś takiego w nas, jako nacji, że w swojej historii szukamy spektakularnych, niesprawiedliwych klęsk, lubimy patrzeć na siebie, jak na ofiary. Nawet Dzień Niepodległości, czyli święto, które winno się jawić jako święto radości z odzyskanej suwerenności, my obchodzimy w listopadzie i w większości przypadków w sposób bardziej przypominający Wszystkich Świętych.
„Katyń” to film pełen patosu. W moim subiektywnym odczuciu, aż zbyt pełen. I choć rozumiem i szanuję argumentację zwolenników filmu, to dla mnie zabrakło umiaru, zabrakło wiarygodności, zabrakło wahań. I tak w zasadzie odnosiłam wrażenie, potęgowane zresztą podobnież podniosłą muzyką, że oto moim oczom ukazują się greckie posągi, idealne, bez skazy. Jako postać, człowiek z krwi i kości, przekonał mnie tylko Jerzy (w tej roli Andrzej Chyra). Za poczucie humoru, za jakże ludzkie obawy i niepewności. Za zmiany, jakie się w nim dokonały. Za życiowe błędy.
Nie neguję tego, że jest zrobiony perfekcyjnie, że widać klasę i kunszt autora. Ale, być może ze względu na spaczony gust, być może na brak kompetencji, ale to już u Wajdy było, a trochę mi zabrakło czegoś nowego, czegoś, co mnie, dwudziesto – z hakiem- latkę AD2007 zaskoczy, zdziwi, zaintryguje. Tymczasem zobaczyłam kawał solidnego, ale jednak, w subiektywnym odczuciu, nudnego kina. Wręcz zrozumieć nie umiem, dlaczego eksportujemy jako naszego kandydata na Oscara właśnie Katyń, a nie już teraz obsypywane nagrodami „Sztuczki”.
Zastanawia mnie trochę, czy, w kontekście słów reżysera, a pośrednio także aktorów wspominających reżyserskie wskazówki, powinniśmy traktować „Katyń” jako film podlegający subiektywnej ocenie. Bo odnoszę wrażenie, że autorom w trakcie produkcji trochę tego artystycznego podejścia do pracy zabrakło. Nawiązując do słów, które padały ze wszystkich stron podczas gali premierowej, miał to być chyba film-ofiara, przynoszony poległym na klęczkach, gloria victis.
Bynajmniej nie mam zamiaru krytykować poruszania w kinie, ale także w literaturze, czy innych sposobach ekspresji, ważnych, delikatnych tematów, bo śmiem twierdzić, że taka jest rola sztuki, która poza tym, że bawi, ma także stawiać pytania, często niewygodne. Tylko mnie tutaj tych pytań zabrakło. Oczywiście, kilka z nich można zadać. Jerzym pytamy o lojalność: mundurowi (czy władzy), czy może raczej prawdzie. Różą i Agnieszką – o to, czy pozostawać wiernym na głos, czy wewnątrz siebie. Tyle, że w ostatnim wypadku to nawet nie przybiera postaci pytania (wszak pytanie wynika z wątpliwości, a u wspomnianych bohaterek tych wątpliwości nie ma, co jest o tyle nienaturalne, że w sytuacjach kryzysowych, gdzie napierano na nie ze wszystkich stron, w każdym odzywa się element instynktu samozachowawczego, który każe choć przez ułamek sekundy zwątpić).
Kartezjusz pisał „Dubito ergo cogito, cogito ergo sum” (wątpię, więc myślę, myślę, więc jestem). Wątpienie jest naturalnym odruchem człowieka, jako istoty myślącej. Wątpienie jest motorem napędowym wszystkich zmian. Wątpliwość jest stałym elementem samorozwoju człowieka, dokonywania przez niego samokontroli własnych zachowań i poglądów. Wajda pokazał nam pełne pietyzmu postaci, które nie wątpią. Nie wątpią, mimo, że w gruncie rzeczy nie mają niepodważalnych podstaw, aby twierdzić, że mają rację. Nie wątpią i w tym zatwardziałym niewątpieniu na dalszy plan spychają ewentualne problemy, jakie wyniknąć z tego mogą dla ich najbliższych. Choć przecież zdają sobie sprawę z tego, jak łatwo ówcześnie rządzącym pozbyć się politycznych przeciwników. W tym miejscu nie mam bynajmniej zamiaru przekonywać, że takich kobiet, silnych, zdecydowanych i odważnych nie było czy nie ma. Chcę tylko podkreślić, że to i tak pozostają jednostki, które „idą wyprostowane wśród tych, co na kolanach”. A w „Katyniu” te proporcje wyraźnie się zatraciły.
Natomiast sporo wyczucia wykazano przy samej końcówce: sam mord i cisza towarzysząca napisom końcowym. Zrezygnowano z tego patosu, podniosłości męczeńskiej śmierci, tych, którzy „musieli wytrwać, bo bez nich nie będzie wolnej Polski”. Zrezygnowano z odważnymi do końca. Moment egzekucji wreszcie pokazał nam ludzi, nie żołnierzy. Ludzi, w których w ostatnich chwilach odzywa się strach przed śmiercią, którzy resztkami sił bez żadnej nadziei, próbują zawalczyć, mimo, że sznur już za mocno zaciska się na szyi, a pistolet za moment zostanie przytknięty do skroni. And the rest is silence. Potem już nic. Już tylko kołaczący się w głowie odgłos ostatniego strzału, który przez kilkadziesiąt sekund nie pozwala podnieść się z siedzenia. Nie dlatego, że oto właśnie giną najdzielniejsi, choć historia przywróci im zasłużone miejsce, ale świadomość tego, że śmierć, którą postrzegać chcieliśmy jak u Rolanda, tak naprawdę nie jest wzniosła i piękna. Że człowieka można ostatecznie upodlić każąc mu umierać bezimiennie, bez walki. Jak ofiara.
Tytuł oryginalny: Katyń
Reżyseria: Andrzej Wajda
Scenariusz: Przemysław Nowakowski, Władysław Pasikowski, Andrzej Wajda
Zdjęcia: Paweł Edelman, Marek Rajca
Muzyka: Krzysztof Penderecki
Produkcja: Polska
Gatunek: dramat
Data premiery (Świat): 17.09.2007 r.
Data premiery (Polska): 21.09.2007 r.
Czas trwania: 125 minut
Obsada: Artur Żmijewski, Maja Ostaszewska, Danuta Stenka, Jan Englert, Andrzej
Chyra, Magdalena Cielecka, Paweł Małaszyńki