Simpsonowie: Wersja kinowa / Simpsons Movie, The (2007)

Recenzja dotyczy wersji oryginalnej z napisami.
18 lat – tyle dane było czekać wszystkim fanom Simpsonów, aż ich ulubiona rodzina wreszcie zawita na dużych ekranach. Nietrudno się domyślić, że oczekiwania były wielkie, a niepewność, czy czasem film nie okaże się klapą, jeszcze większe. W końcu chodziło o familię Simpsonów – o bodajże najbardziej znaną, lubianą i rozpoznawalną rodzinę na świecie. I nie tylko o nich – o całą społeczność Springfield, która od lat rozbawia nas jak mało kto i w której często możemy zobaczyć też samych siebie.
Fabuła filmu obraca się wokół wątku ekologicznego, który został bardzo poważnie potraktowany.
Wszystko zaczyna się od nagłego olśnienia, jakiego doznaje w kościele dziadek Simpson. Zaczyna przepowiadać całemu Springfield zagładę, co na poważnie bierze tylko Marge, która od tej pory zaczyna we wszystkim szukać znaków na potwierdzenie słów dziadka. Do katastrofy faktycznie dochodzi, a wszystko swój początek bierze od świni, którą Homer pewnego dnia przyprowadza do domu. To jej odchody (i swoje przy okazji też!), spiesząc się, wrzuca do jeziora, co ma tragiczne w skutkach konsekwencje.
Film obfituje w szalone i zwariowane pomysły. Na każdym kroku widać wielką pomysłowość twórców. W wersji kinowej Simpsonów dane nam będzie zobaczyć chociażby Barta jadącego nago na desce, Homera wyobrażającego sobie taniec ze świnią, łowienie ryb przy użyciu prądu czy Springfield przykryte ogromną kopułą.
Największą zaletą filmu, podobnie jak w przypadku serialu, jest oczywiście humor. I to nie ugrzeczniony, mający się podobać każdemu, poprawny politycznie, ale ostry, odważny i wyśmiewający każdego. W filmie lecą żarty z polityków (Schwarzenegger, który został wybrany, aby rządzić, a nie czytać!), gejów (Homer nabijający się w kościele z zabawnie wyglądającego jegomościa, para policjantów oddających się przyjemnościom seksualnym), z kretyństwa ludzi (rewelacyjna scena rozmowy policjanta z mafiosem, Fat Tonym) i innych zachowań, które zasługują na wyśmianie. Widać, że twórcy „Simsonów: wersji kinowej” nie robili filmu, który miał być przystępny dla każdego – nawet dla malucha. Mali odbiorcy na pewno nie docenią sporej ilości zabawnych scen.
Żartów słownych i sytuacyjnych w wersji kinowej Simpsonów jest od groma. Jest w filmie kilka dowcipów – niewypałów, które z założenia miały być śmieszne, ale nie śmieszą. Są jednak niczym w porównaniu z masą świetnych i błyskotliwych dialogów czy zabawnych gagów, które zapadają w pamięci na długo. Dodajmy do tego jeszcze, że obraz ma dużo aluzji do filmów (między innymi do „Titanica” czy końcówki pierwszego sezonu „Prison Break”), zawiera wiele parodii oraz daje możliwość spotkania kilku znanych osób (zespół Green Day, Tom Hanks i wspomniany wcześniej Schwarzenegger), co tworzy niesamowitą mieszankę, od której oglądania nie da się oderwać.
Plusem dla fanów serialu będą na pewno także znane z telewizji postacie. Każdy, kto choć trochę śledzi przygody Simsonów, powinien na wersji kinowej czuć się jak u siebie w domu, wśród starych znajomych. Nieznający serialu nie mają się jednak co obawiać – by śmiać się z większości żartów nie musimy nawet przed seansem zaznajamiać się z postacią Homera.
Animacja Simpsonów wygląda tak jak w serialu, z tą jednak różnicą, że jest tutaj kilka wstawek, które wyraźnie korzystały z dobrodziejstw nowoczesnej technologii. Widać w nich porządnie wykonaną pracę ludzi od efektów specjalnych. Kolory nabierają wtedy żywszych kolorów, a postacie więcej detali. Całość robi bardzo dobre wrażenie. Film obfituje w wiele bardzo ładnie zrobionych obrazków i widoków. Jest czym nacieszyć oczy podczas oglądania Simpsonów.
Wielkie brawa należą się także za muzykę stworzoną przez samego Hansa Zimmera. Jego ścieżka dźwiękowa jest wprost niesamowita. Charakteryzuje ją podniosły ton, który zestawiony w filmie z szalonymi scenami zupełnie do niego niepasującymi, tworzy ciekawy, nieczęsto spotykany klimat podczas oglądania (ach ten Spider-pig!). Dodatkowym plusem ścieżki dźwiękowej jest fakt, iż wiele kawałków szybko wpada w ucho i mimowolnie zaczyna się je nucić.
Jedynym minusem filmu jest jego długość, a raczej to, że jest krótki. 83 minuty mijają w zawrotnym tempie, i mimo że to czas aż czterech zwykłych odcinków serialu, to po seansie aż chce się prosić o więcej. Przyjemnie byłoby bowiem oglądać kolejne nieprzyjemności, w jakie wpada Homer, mieć następne okazje do śmiania się z Barta i jeszcze więcej czasu spędzać z mieszkańcami Springfield. Dlatego też po tym, gdy w czasie napisów końcowych (tak zrobionych, że nie można się na nich nudzić) Maggie powiedziała „sequel”, mam nadzieję, że takowy nastąpi. Widać, że szalona rodzina z Homerem na czele wciąż, po tych 18 latach, potrafi rozbawić. I to nawet, gdy pojawia się na dużym ekranie!
Tytuł oryginalny: Simpsons Movie, The
Reżyseria: David Silverman
Scenariusz: Matt Groening
Muzyka: Hans Zimmer
Produkcja: USA
Gatunek: Animacja/Komedia
Data premiery (Świat): 21.07.2007
Data premiery (Polska): 03.08.2007
Czas trwania: 83 minuty
Głosy w oryginale: Dan Castellaneta, Julie Kavner, Nancy Cartwright, Yeardley Smith, Harry Shearer