Krwawy diament / Blood Diamond (2006)

Gwiazda Afryki
To, że lwia część diamentów wydobywanych w Afryce służy do finansowania konfliktów zbrojnych nie jest chyba żadną tajemnicą. Stąd też wzięło się powiedzenie „krwawy diament”. Doskonale wie o tym także Danny Archer, przemytnik drogocennych kamieni. Pewnego dnia w więzieniu spotyka czarnoskórego mężczyznę, Salomona, który ukrył w dżungli minerał monstrualnych rozmiarów. Dla Archera jest to szansa wyrwania się z ogarniętego wojną kontynentu. W zamian za wskazanie miejsca ukrycia kamienia obiecuje Salomonowi pomoc w odnalezieniu rodziny. Do ich grupy przyłącza się piękna Maddy Bowen, dziennikarka pisząca artykuł mający odsłonić światu kulisy handlu diamentami. Droga do kamienia będzie przeprawą pełną krwi, potu i łez.
Kiedy na ekranach kin gościł „Wierny ogrodnik” byłem pod sporym wrażeniem tego obrazu. Ciekawy sposób narracji w połączeniu z ważnym tematem dało film, wobec którego nie przeszedłem obojętnie. Zwickowi ta sztuka nie do końca się udała.
Przede wszystkim moim zdaniem film za bardzo zbacza w stronę sensacji, filmu akcji. W „Wiernym ogrodniku” odkrywanie tajemnicy morderstwa Tessy było czymś nakręcającym fabułę, jednak tym, co liczyło się najbardziej był dramat milionów wykorzystywanych ludzi, kobiety walczącej z tym procederem za co przyszło jej zapłacić najwyższą cenę – męża, który traci ukochaną kobietę, odkrywając jej tajemnice. Dzięki temu reżyserowi udało się zadowolić większą część widzów przy jednoczesnym utrzymaniu kontroli nad tym kompromisem. W „Krwawym diamencie” to wszystko jest zbyt dosłowne. Aktorzy rzucają w powietrze dialogi typu: „każda amerykańska kobieta kupująca pierścionek z diamentem przyczynia Jest to jednak tylko chwilowe wrażenie, szybko odchodzące w niepamięć, bo zaraz mamy ucieczki, strzelaniny, małe Murzyniątka, które są uczone mordowania własnych ojców. Nie chcę, aby ktoś mnie źle zrozumiał. Społeczny aspekt przedstawiony w filmie to bardzo ważna rzecz. Podpisuję się obiema rękami pod poruszaniem takiej tematyki w Kinie, ponieważ widz spod stosu hamburgerów, gier komputerowych, nawału obowiązków w pracy bardzo szybko wyrzuca z pamięci zdjęcia małych dzieci bez rąk, ośmiolatków strzelających do własnych rodzin, milionów ludzi zmuszonych wyżyć za dolara dziennie, podczas gdy my każdego dnia wyrzucamy artykuły mogące napełnić brzuchy umierających, bezbronnych ludzi (dlatego zawsze z nadzieją patrzę na filmy takie jak „Wierny ogrodnik”). Problem w tym, że terapia wstrząsowa działa krótkotrwale, podczas seansu przemyślimy kilka rzeczy, a godzinę po wyjściu z kina przechodzimy nad tymi sprawami do porządku dziennego. Gdyby pokuszono się o bardziej subtelne przedstawienie wątku społecznego, w sposób zmuszający do własnych przemyśleń i uzmysławiający nam naszą rolę w tragedii Czarnego Lądu, film wiele zyskałby w moich oczach.
Taka forma, w jakiej możemy obraz zobaczyć, zmusza mnie do ocenienia go (mimo wszystko) jako film akcji z elementami dramatu. Pod tym względem spisuje się dobrze. Mamy świetnie nagrany dźwięk, dobre zdjęcia (nie tylko scen walki, ale także kilka ładnych krajobrazów). Są strzelaniny, ucieczki, pościgi, piękna Jennifer (no bo jak to, bez kobiety), ojciec walczący o syna, tych złych (czarnych i białych), wywołujące litość zakończenie, wszystko wymieszane w odpowiedni sposób. Jedyne, co w tym względzie mogę zarzucić filmowi to długość, 20 minut można by spokojnie wyciąć z zyskiem dla filmu (i widza).
Aktorzy też się spisali. Leo DiCaprio w ogóle nie musiał mi udowadniać że grać potrafi, nie musiałem wybaczać mu „Titanica” i innych bzdur. W wiarygodny sposób przedstawił emocje Danny’ego, jego osobowość, uczucia. Jest to kolejna porządna rola w jego wykonaniu. I tu pojawia się jeden problem, nominacja do Oscara. Akademia chyba lubi nominować go razem z Kate Winslet, partnerką z filmu Camerona (a prywatnie przyjaciółką). O ile jednak Kate rolą w „Małych dzieciach” na nominację jak najbardziej zasłużyła, to kreację Leonarda trudno zaliczyć do 5, a nawet 10 czy 15 najlepszych w zeszłym roku. Pomijam już fakt, że w „Aviatorze” był o trzy klasy lepszy.
Nieźle radzi sobie też Djimon Hounsou, ale i w tym przypadku mam wątpliwości co do słuszności przyznania nominacji. Mam nadzieję, że nie dostanie statuetki (przy roli Jackie Earle Haley’a w „Małych dzieciach”, Hounsou bardzo się kurczy).
Najbardziej spodobała mi się Jennifer Connelly, którą – jak już nieraz podkreślałem – bardzo lubię. Zdobywczyni Oscara za „Piękny umysł” w roli dziennikarki sprawdza się znakomicie. Chociażby scena, w której rozmawia z Dannym przez telefon pod koniec filmu pokazuje jak ta aktorka umie nad sobą panować, kontrolując uczucia swych bohaterek.
„Krwawy diament” w żadnym wypadku mnie nie rozczarował. Kilka rzeczy mi się podobało, kilka nie. Mocna strona techniczna (zwłaszcza dźwięk), dobre aktorstwo idą w parze ze schematami, uproszczeniami i kilkoma zbyt wyświechtanymi zagraniami. Niemniej jest to porządny kawałek Kina, któremu trochę brakuje do „Pana życia i śmierci” i sporo do „Wiernego ogrodnika” (a przecież ten film też ma swoje wady). Nie wątpię, ze amerykańskim widzom film bardzo się podobał, wielu polskim również. A ponieważ Czarek pochodzi z Neptuna, to po prostu obejrzał i zapomni(ał).
Tytuł oryginalny: Blood Diamond
Reżyseria: Edward Zwick
Scenariusz: Marshall Herskovitz, Charles Leavitt
Zdjęcia: Eduardo Serra
Muzyka: James Newton Howard
Produkcja: USA
Gatunek: Dramat
Data premiery (Świat): 18.12.2006
Data premiery (Polska): 26.01.2007
Czas trwania: 113 minut
Obsada: Leonardo DiCaprio, Jennifer Connelly, Djimon Hounsou, Kagiso Kuypers, Arnold Vosloo, Antony Coleman