Nieuleczalny strach / Boo! (2005)

Jak co roku w Ameryce niemal wszyscy mieszkańcy przygotowują się do obchodów święta duchów, czyli Halloween. Wiadomo, że dzień ten w szczególności „uroczyście” lubią obchodzić ludzie młodzi i to właśnie dlatego poznajemy grupkę przyjaciół, którzy chcąc urozmaicić sobie monotonną zabawę, postanawiają spędzić noc w opuszczonym szpitalu psychiatrycznym. Zdecydowali się oni na ten wypad przede wszystkim ze względu na to, iż męska część tej grupy bardzo chciała przestraszyć swoje dość bojaźliwe koleżanki. Wykorzystując fakt, że miejsce to uważane było za przeklęte i ogólnie cieszyło się bardzo złą sławą, chłopcy przygotowali wcześniej kilka dość ciekawych niespodzianek. Kiedy już cała grupa znalazła się w środku, strach, który miał się tylko rodzić z misternie przygotowanych pułapek, nagle stał się faktem. Na ścianach zaczęły pojawiać się dziwne znaki nakreślone krwią, ciemne korytarze przenikały rozmazane cienie, a winda nie wiedzieć czemu, chciała tylko kursować w jedno miejsce – na trzecie piętro. Strach przybierał na mocy, pojawiły się pierwsze ofiary, coś czaiło się w ciemności, a z budynku nie było wyjścia. Jedyną nadzieją na przeżycie było rozwiązanie tajemniczej śmierci wielu pacjentów, którzy spłonęli żywcem w pożarze, który wybuchł na trzecim piętrze. Czy komukolwiek uda się opuścić to przeklęte miejsce, musicie już dowiedzieć się sami.
Obraz „Boo!” jest najnowszym projektem interesującego artysty Anthonego Ferante. Pan Ferante wcześniej pracował w branży filmowej głównie jako charakteryzator i spec od efektów specjalnych w horrorach. Jeżeli więc idzie o ten mroczny gatunek to nie można mieć wątpliwości, że nie jest on mu obcy, problem jedynie w tym, że opisywany przeze mnie obraz jest praktycznie rzecz biorąc jego debiutem na stołku reżyserskim i niestety w wielu miejscach jest to naprawdę widoczne. Ale po kolei…
Zaraz na początku seansu o mało nie zemdlałem z przerażenia, gdyż wydawało mi się, że to dosłownie jakiś remake „Krzyku” Wesa Cravena. Pierwsze ujęcia w tym filmie to niemal czysta kopia jednej ze scen z wyżej wymienionego obrazu – młoda dziewczyna przygotowuje się do obchodów Halloween i nagle dzwoni telefon, lecz nikt nie odpowiada. Dodatkowo cały wątek osadzony jest w kuchni, a przerażona głuchym telefonem kobieta zaczyna sprawdzać wszystkie zamki itp. itd. – no makabra. I kiedy już miałem wyłączyć tę zapowiadającą się na niemiłosiernie irytującą podróbkę horroru, nagle coś w nim drgnęło i wszystko kosmicznie szybko ruszyło do przodu. Teraz, kiedy już jestem po seansie wiem, że początkowy zabieg był konieczny do tego, aby całość nabrała odpowiedniego pułapu strachu. Szkoda tylko, że aż tak bardzo dosadnie przekalkowano scenę z wspomnianego już „Krzyku”. „Boo!” nie jest w sumie czystym „teen slasherem” tak jak obraz pana Cravena, więcej w nim raczej ujęć typowych dla opowieści o duchach i przeklętych domostwach. W zasadzie bardzo mi się to podobało, gdyż Anthony Ferante potrafił dość sprawnie połączyć ze sobą wszystkie cechy slashera i opowieści o duchach (tzw. ghost story) w dość spójną całość. Pomysł na pewno do zbyt oryginalnych nie należy (nawet bodajże dwa dni przed projekcją „Boo!”, udało mi się obejrzeć film niemalże o identycznym wątku „Tunel Śmierci”), ale kilka spraw na uwagę widza bez wątpienia zasługuje.
Pierwsza rzecz to naprawdę niezły klimat, który z łatwością nam się udziela niemal od samego początku. Duży wkład w kreowaniu odpowiedniej atmosfery mają świetnie dobrane lokalizacje kręcenia poszczególnych scen. Brudne, skąpane w mrocznym półcieniu korytarze, obskurnie wyglądające, strawione ogniem sale szpitalne, po brzegi zagracone zniszczonymi sprzętami. W wielu momentach bardzo udanie zastosowano grę światła i cienia, która dodatkowo wzmaga doznania widza. Do pewnego momentu też ciekawie kreowała się cała intryga, owiana mroczną mgiełką tajemniczości. Niestety gdzieś od połowy filmu wszystko, co początkowo przykuwało uwagę widza, zostaje niemiłosiernie zepsute. Scenariusz zaczyna się rwać, pojawiają się nieprzemyślane kwestie, a główne postacie wtapiają się w schematyczną postawę „głupawych” nastolatków, robiących wszystko, aby stać się kolejną ofiarą…
Tak, jeżeli chodzi o aktorstwo i zachowanie głównych bohaterów w momencie, gdy akcja wkracza na najwyższy pułap, lepiej całkowicie pozostawić bez komentarza. Nie wiedziałem, że ludzie mogą być aż tak boleśnie żenujący. Ja rozumiem, że nie jest to superprodukcja, ale jakiś minimum dobrego smaku można było próbować zachować. A tak emocji w całej paczce przyjaciół razem wziętej jest mniej niż w jednym leniwcu, który odpoczywa po sytym posiłku. Na jednym z forów internetowych niemal do łez rozbawiła mnie pewna kwestia, która kwitowała poziom gry aktorów występujących w tym obrazie, jako najstraszniejszy czynnik całej produkcji. Bardzo nierówno został również napisany scenariusz, który po świetnym wstępie z czasem zaczyna razić banałem, przez co miejscami wzbudza niezamierzony humor. Niepotrzebnie próbowano też we wszystko wkręcić dziwnie wyglądający trójkąt miłosny. Zawodzi także końcówka, która raczej wcale nie zaskakuje, a na dodatek jest dość mocno przekombinowana.
Bardzo trudno jest mi rzetelnie podsumować całość tej produkcji, ponieważ tak nierównego filmu już dawno nie widziałem – rozbieżność pomiędzy początkiem, a zakończeniem jest ogromna – pierwsze pół godziny 8/10, reszta 2/10. Najkrócej określiłbym ten film dziełem niespełnionym do końca. Wiele rzeczy jest zaprezentowanych ciekawie, ale niestety wiele innych poważnie kuleje. Obok bardzo dobrego klimatu, interesującego wątku i nienagannych zdjęć, producenci tego projektu serwują nam też fatalne aktorstwo, wiele luk i błędów w scenariuszu oraz słabe dialogi. Na pewno w samym pomyśle drzemały większe możliwości i gdyby udało się zawczasu doszlifować pewne szczegóły, „Boo!” mógłby odnieść sukces na miarę „Nawiedzonego”, czy „Gothiki”, a tak niestety wielu miłośników horroru dość drastycznie krytykuje ten obraz. Ze względu, na to, iż akurat w tym gatunku mam dość duży przegląd, z własnego doświadczenia powiem, że jednak wcale nie jest tak źle, dlatego ostatecznie najnowsze dzieło pana Anthonego C. Ferrante otrzyma ode mnie status przysłowiowego średniaka i z taką też etykietką oddaję go do waszego wglądu.
Ocena: 5/10
Tytuł oryginalny: Boo!
Reżyseria: Anthony C. Ferrante
Scenariusz: Anthony C. Ferrante
Zdjęcia: Carl Bartels
Muzyka: Heather Marie Marsden
Produkcja: USA
Gatunek: horror
Data premiery (świat): 13.05.2005
Czas trwania: 100 minut
Obsada: Dee Wallace, Happy Mahaney, Dig Wayne, Rachel Melvin, Michael Samluk, Josh Holt, Nicole Rayburn, Jilon VanOver, M. Steven Felty, Trish Coren