Piraci z Karaibów: Na nieznanych wodach / Pirates of the Caribbean: On Stranger Tides (2011)

Po olbrzymich sukcesach wcześniejszych odsłon „Piratów z Karaibów” wielce prawdopodobne było
, że powstanie kolejny obraz opowiadający o szalonych przygodach kapitana Jacka Sparrowa. To sugerowało również zakończenie części trzeciej, ale… No właśnie, ale poza producentami nikt za bardzo nie palił się do tego, aby sagę to w miarę szybko reaktywować. Przez to pojawiły się spory. Najpierw w konflikt „z górą” wszedł ojciec sukcesu, reżyser trylogii Gore Verbinski, później po uszach dostało się scenarzystom, Terry’emu Rossio i Tedowi Elliottowi (ponoć przygotowany przez nich skrypt był nieciekawy), a na końcu definitywnie z serią pożegnało się kilka ważnych gwiazd. I kiedy wydawało się, że to jednak film z 2007 roku będzie tym ostatnim, w sprawie kontynuowania serii głos zabrał nie kto inny jak Johnny Depp. Bądźmy szczerzy – w obsadzie mogło zabraknąć Orlando Blooma i Keiry Knightley, na fotelu reżyserskim Gore Verbinski’ego, a w pracach nad scenariuszem Terry’ego Rossio i Teda Elliotta (ostatecznie zostali), ale nie Johnny’ego Deppa! Widząc zainteresowanie ze strony bezapelacyjnie największego i najważniejszego członka ekipy, producenci dali zielone światło kontynuacji sygnowanej podtytułem „Na nieznanych wodach”. Jak po czterech latach odpoczynku zaprezentował się kapitan Jack Sparrow? Śpieszę z odpowiedzią…
Ścigany z każdego możliwego urzędu, Jack Sparrow, wciąż musi żyć w ukryciu. Choć za jego głowę wyznaczono sowita nagrodę, to jednak jego spryt ciąż daje mu możliwość uniknięcia stryczka. Poza tym kapitan ma też swoje ciche plany, ale żeby zacząć je spełniać, potrzebował statku i załogi. Jakie więc zdziwienie ogarnęło ów jegomościa, gdy dowiedział się o tym, że niejaki… Jack Sparrow szwenda się po Londynie i werbuje ludzi, wraz z którymi zamierza odszukać legendarnego Źródła Wiecznej Młodości. Cel jak najbardziej prawdziwy, ale kim u licha jest ten drugi Jack Sparrow? Sytuację tę trzeba zbadać jak najszybciej, bo na mityczne źródło chrapkę mają też władcy Anglii i Hiszpanii. Czy i tym razem wiecznie podchmielony kapitan okaże się sprytniejszy od konkurencji? Oczywiście o tym, musicie już przekonać się sami…
Po tak wielu zmianach w obsadzie i ekipie filmowej podtytuł „Na nieznanych wodach” wydawał się idealnie oddawać ducha tego, co czuli widzowie kochający wcześniejsze obrazy z tej serii. Jednak, gdy tak głębiej przyjrzymy się produkcją Gore Verbinski’ego z łatwością przytakniemy, że one nigdy nie byłyby tak dobre, gdyby nie Johnny Depp. Kreacja jaką stworzył na potrzeby „Piratów z Karaibów” już jest legendą, a za kilka lat stanie się mitem niedoścignionym. Bo o ile można „na ciepło” rozpływać się nad genialnymi występami kolejnych zdobywców Oscara, o tyle za rok, dwa, trzy, zwyczajnie o nich zapominamy. Bezapelacyjnie są to piękne wyróżnienia, ale tak szczerze, bez podglądania, ściągawek, odpowiedzcie sobie sami, kto zdobył to najważniejsze wyróżnienie w świecie filmu za najlepszą rolę męską w 2006 roku? A może w 2007? Wstyd się przyznać, ale ja sam nie wiem… Na szczęście wy pamiętacie. Co, nie? To może inaczej. Kto wcielił się w rolę kapitana Jacka Sparrowa? O tu mi coś świta, czy to nie aby Johnny Depp? I to jest właśnie poprawna odpowiedź! Przepraszam za ten troszkę bełkotliwy wywód, ale czy ktokolwiek wątpił tak do końca, że „Na nieznanych wodach” może okazać się filmem złym, skoro ponownie na planie bryluje niezawodny kapitan Czarnej Perły? Chyba nikt taki się nie znajdzie, a gdyby nawet to już teraz mówię, że o czwartą odsłonę tej serii możecie być całkowicie spokojni…
Po wywindowaniu budżetu „Na krańcu świata”, do niewyobrażalnej kwoty $300 mln z pewnością seria ta wymagał pewnych korekt. Producenci postanowili więc, że powrócą do korzeni całego przedsięwzięcia i zamiast naszpikowanego do granic możliwości fajerwerku, postanowiono nakręcić dużo skromniejszy film przygodowy, od coś jak „Klątwa Czarnej Perły”. Posunięcie to okazało się naprawdę zbawienne i czuć to w każdym calu. W końcu widz może w całości skupić się na genialnych kreacjach aktorskich i fantastycznych, zdecydowanie najlepszych jak do tej pory dialogach. Nie oznacza to, że w ogóle zabrakło tu efektów specjalnych (świetna scena z Syrenami), ale tym razem stanowią one tylko dodatek do interesującej fabuły, a nie jak to było w części trzeciej, na odwrót. Na pierwszym planie oczywiście rządzi i dzieli Johnny Depp, który ponownie ociera się o doskonałość w postaci Jacka Sparrowa. Nie wiem, czy tak tęskniłem za tym bohaterem, czy to wspomniane już świetne dialogi, ale dosłownie jego występem w tej części jestem zachwycony. To że słynął on z ciętego języka, wiem nie tylko ja, ale to że jest też mistrzem ciętej riposty, dowiedziałem się dopiero teraz. Czasami idzie się popłakać ze śmiechu i to chyba głównie za to trzeba kochać Johnny’ego. Kroku dzielnie dotrzymują mu znani z wcześniejszych serii Geoffrey Rush, jako podstępny kapitan Hector Barbossa, oraz Kevin McNally, w roli wiernego kamrata Sparrowa, Joshamee’a Gibbsa. Dodatkowo po tym jak z serią pożegnali się Orlando Bloom i Keira Knightley, niemal koniecznością było zatrudnienie kogoś ze znanym nazwiskiem. Padło na Penélope Cruz, której hiszpański temperament okazał się znakomitym uzupełnieniem wyczynów pana Deepa. Z pewnością przed kamerą prezentuje się ona znacznie lepiej, niż wspomniana już Keira, przez co tym razem „dziwne sercowe uczucie” pomiędzy nią, a kapitanem, będzie znacznie bardziej przekonujące – mówiąc kolokwialnie, ot taka babka w sam raz dla Sparrowa. Sporym plusem na płaszczyźnie aktorskiej jest też występ Iana McShane’a, któremu przypadała mroczna rola Czarnobrodego.
Również od strony technicznej film ten prezentuje się bardzo dobrze, a to oznacza tylko tyle, że nowy „dowódca”- Rob Marshall, udźwignął ciężar serii. Wielu obawiało się tego angażu ze względu na to, iż reżyser ten w Hollywood kojarzony jest raczej z musicalem („Annie” „Chicago” „Nine – Dziewięć”) i dramatem („Wyznania gejszy”). Możecie jednak być spokojni, gdyż twórca ten znakomicie odrobił pracę domową i ogólna wymowa serii została nietknięta. Jeżeli chodzi o muzykę to i tu nie poczujecie się rozczarowani. Oczywiście główny motyw został niezmieniony, a że jest wyśmienity, to tylko dobrze dla całego widowiska.
Niestety na „Na nieznanych wodach” ma też jedną sporą, i jak dla mnie zupełnie niezrozumiałą wadę. Nie wiem naprawdę, co twórcy chcieli osiągnąć postacią bogobojnego klechy Philipa Swifta ( w roli tej Sam Claflin). Podejrzewam, że miał w obsadzie zastąpić Orlando Blooma, ale który z nich gorzej prezentował się u boku Jacka Sparrowa, teraz już nie wiem. Nie zmienia to faktu, że w filmie jest to postać zupełnie niepotrzebna. Co gorsza jego dywagacje na temat wiary i Boga troszeczkę psują seans, wprowadzają doń ponury nastrój…
Jednak, jakkolwiek nie patrzeć na czwartą część tej serii, jest ona znakomita i to pod wieloma względami. Wszelkie obawy na temat tej kontynuacji pryskają niczym bańki mydlane z każdą sekundą projekcji. Oczywiście znajdą się osoby, które będą kręcić nosem, na to, czy na tamto, ale przecież wszystkim nigdy nie dogodzi. Z pewnością marudzić nie będą fani wcześniejszych odsłon, a przecież to jest dla twórców najważniejsze. Znakomite kreacje aktorski, świetne dialogi, montaż, muzyka i zdjęcia gwarantują każdemu masę dobrej rozrywki. Jeżeli więc pokochaliście Jacka Sparrowa już wcześniej, teraz możecie spokojnie wybrać się do kina, aby tę miłość jeszcze bardziej umocnić. Poza naturalną jego znakomitością w końcu też możecie podziwiać go w technologii 3D i to naprawdę dobrym 3D. Tak więc Jack jest znacznie bliżej, jest dosłownie na wyciągnięcie dłoni i tylko od was zależy kiedy udacie się z nim w niezapomnianą podróż…
Ocena: 9/10
Tytuł oryginalny: Pirates of the Caribbean: On Stranger Tides
Reżyseria: Rob Marshall
Scenariusz: Terry Rossio, Ted Elliott
Zdjęcia: Dariusz Wolski
Muzyka: Hans Zimmer
Produkcja: USA
Gatunek: Fantasy, Przygodowy
Data premiery (Świat): 11.05.2011
Data premiery (Polska): 20.05.2011
Czas trwania: 137 min
Obsada: Johnny Depp, Penélope Cruz, Geoffrey Rush, Ian McShane, Kevin McNally