Pulp Fiction (1994)

„No więc najpierw kręci się pilota i wychodzi z tego serial… Albo gówno z tego wychodzi.”
Od dziecka uwielbiałem rodzaj kina reprezentowany przez Quentina Tarantino. Człowiek ów, jak nikt inny potrafi połączyć brutalną sensację z absurdalnym humorem. Nie jest to sztuka trudna, jednak pan Tarantino robi to w sposób bardzo ciekawy. Dorzuca do filmu coś, co zmusza nas do oglądania go po raz kolejny. I kolejny… I kolejny… Dziś postaram się zrecenzować jego bodaj najlepszy film – owiany kultem „Pulp Fiction”.
„Kiedy chodzi o żonę, poczucie humoru wysiada.”
Fabuła filmu jest strasznie pokręcona, do tego w bardzo specyficzny sposób, z jakiego znamy Tarantino. Nie jest to zamieszanie fabuły w stylu Davida Lyncha – tutaj nie zadajemy sobie pytań w stylu „o co chodzi?” itp. Jeśli widzieliśmy „Wściekłe Psy”, poczujemy się jak w domu. Otóż w „Pulp Fiction” fabuła jest przedstawiona w następujący sposób: środek wrzucony jest na początek, koniec jest na środku, zaś środek jest końcówką. Bardzo ciekawa koncepcja, gdyż widz jest zmuszony obejrzeć film kilka razy, aby poukładać sobie te puzzle w głowie. A że jest to historia niebanalna, robi się to z przyjemnością. Czytałem w internecie o kolesiu, który poprzestawiał sceny w scenariuszu w chronologiczny ciąg. Czytało się to jednak po prostu nudno, więc film dużo na tym pomieszaniu zyskuje.
„- Koniec ery zapominania, wchodzimy w erę pamiętania.
– Wiesz, jak mówisz? Jak kurewsko rozsądny człowiek.”
Nie oczekujcie jednak tego, że historia jest prosta, więc poprzestawiacie sobie sceny i będzie po wszystkim. Nie ma tak łatwo. Wątków jest kilka, więc ostro pogłówkujecie. Jest to mniej więcej styl „kilka filmów w jednym”, podobnie jak w „Sin City”, czy „Czterech Pokojach”. W „Pulp Fiction” jednak, w przeciwieństwie do powyższych tytułów, historie łączą się ze sobą tworząc logiczny ciąg. Nie będę jednak opisywał tutaj całej fabuły, gdyż mijałoby się to z celem.
-„Zaraz… czy przed moim domem stoi napis: Przechowalnia zdechłych czarnuchów?
– Wiesz, że…
– Widziałeś napis: Przechowalnia czarnych truposzy?
– Nie.
– A wiesz, czemu nie widziałeś? Bo nie prowadzę przechowalni zdechłych czarnuchów!”
Po włączeniu filmu, pierwszą rzeczą, jaka rzuca się w oczy, są aktorzy. Spotkamy tu gwiazdy takiego formatu, jak John Travolta, Uma Thurman, Samuel L. Jackson, Harvey Kietel, Tim Roth, Quentin Tarantino, czy Bruce Willis. Spisują się oni rewelacyjne, dla wielu są to życiowe role. Sam Harvey Kietel przyznał, że rola pana Wolfa to jego szczytowe osiągnięcie. Po „Pulp Fiction” wróciła również moda na Johna Travoltę, który w tamtych czasach został trochę w cieniu sławy. Jego duet z Samuelem L. Jackosnem (brawa za fryzurę), czy taniec z Umą Thurman na długo zapiszą się w annałach światowej kinematografii. Bruce Willis zaś, grający rolę przebiegłego boksera, to istne mistrzostwo i najwyższa światowa klasa.
„Koniec z monopolowymi. Prowadzą je sami Koreańce, którzy nawet nie znają angielskiego. Mówisz im, żeby opróżniali kasę, a oni nie wiedzą, o co chodzi. Sytuacja robi się zbyt osobista i wtedy musisz ich zabić”
Nie tylko jednak aktorzy są w filmie świetni. Nie bez powodu Oscarem został uhonorowany scenariusz. Nie wiem jakimi słowami mam opisać geniusz tego, co stworzył Tarantino. Nie wiem, czy w filmie jest jakiś dialog, który nudzi, bądź jest napisany na siłę. Zresztą, poczytajcie sobie teksty pomiędzy akapitami, a zrozumiecie.
„-Czyj to motor?
-To nie motor, to harley.
-Czyj to harley?
-Zeda.
-Kim jest Zed?
-Zed zszedł, kochanie, Zed zszedł…”
Nie można opisując „Pulp Fiction” nie wspomnieć o muzyce. Nie bez powodu soundtrack znalazł się na drugim miejscu w konkursie zorganizowanym przez BBC na soundtrack wszech czasów. Nie ma chyba osoby, która nie znałaby głównego motywu z filmu, czyli „Misirlou”. W filmie przygrywają nam również takie gwiazdy, jak: Urge Overkill, Al Green, czy Kool and The Gang.
„-Zamówiłaś szejka za pięć dolarów?
-Tak.
-Szejka? Lody z mlekiem?
-Tak.
-Nie dolewają tam czasem burbona?
-Nie.
-Tylko się upewniam.”
Brawa należą się również za reżyserię. Tarantino robi z kamerą, co chce. Wyobraźcie sobie następującą scenę: Vincent i Jules idą bardzo długim korytarzem hotelowym do jednego z pokojów. Gdy do niego docierają, postanawiają chwilę zaczekać, gdyż przyszli za wcześnie. Czekają więc, rozmawiają o masażu stóp i w końcu postanawiają wejść. Cała scena trwa dobrych kilka minut. Niby normalna scena, jednak Tarantino nakręcił ją jednym ujęciem! Wyobraźcie sobie, ile trzeba było włożyć w to pracy – jeden błąd i kilka minut filmu zmarnowane.
„Ścieżka sprawiedliwych wiedzie przez nieprawości samolubnych i tyranie złych ludzi. Błogosławiony ten, co w imię miłosierdzia i dobrej woli, prowadzi słabych przez dolinę ciemności, bo on jest stróżem brata swego i znalazcą zagubionych dziatek. I dokonam srogiej pomsty w zapalczywym gniewie na tych, którzy chcą zatruć i zniszczyć moich braci. I poznasz, że ja jestem Pan, gdy wywrę na Tobie swoją zemstę…”
Jeśli jeszcze nie widziałeś „Pulp Fiction”, musisz to jak najszybciej nadrobić. Dziś film zaliczamy do kultowych, nie bez powodu dzielimy sensacje na te przed „Pulp Fiction” i po „Pulp Fiction”. Tak więc, gorąco polecam.
Ocena: 10/10
Tytuł oryginalny: Pulp Fiction
Reżyseria: Quentin Tarantino
Scenariusz: Roger Avary, Quentin Tarantino
Zdjęcia: Andrzej Sekuła
Muzyka: Rolf Johnson
Produkcja: USA
Gatunek: Sensacyjny
Data premiery (Świat): 23.09.1994
Data premiery (Polska): 19.05.1995
Czas trwania: 148 minut
Obsada: John Travolta, Uma Thurman, Samuel L. Jackson, Bruce Willis, Harvey Kietel, Tim
Roth, Amanda Plummer, Quentin Tarantino, Steve Buscemi