Skarb narodów / National Treasure (2004)

No dobra, mówcie, co chcecie! Nie rozumiem tych wszystkich wypowiedzi, jaki to „Skarb narodów” jest cudowny, ciekawy i przyjemny. Żaden z tych przymiotników nie pasuje do tego filmu, bo jest to produkcja dobra i tylko tyle. Można się tu oczywiście doszukiwać jakieś oryginalności, czy wciągającej fabuły, ale to bezsensowne, ponieważ film ten jest po prostu dosyć ciekawą przygodówką. I raczej nie będę go zbytnio pamiętał za kilka miesięcy. Cóż, może jestem inny i nie dostrzegam jego zalet? Nie, to Wy (tak Wy – fani tego obrazu) jesteście nim za bardzo zauroczeni i nie dostrzegacie jego wad!
Dobra, może jestem zbyt ostry, ale taka już ma natura. Po prostu nie mogę zrozumieć, że na większości stron dotyczących filmów znajduję same dobre opinie o „Skarbie narodów”. Fabuła tej produkcji nie przedstawia się jakoś szczególnie oryginalnie, dialogi też nie są wyszukane, czy niespotykane. Jak już wcześniej zaznaczyłem, dostajemy obraz dosyć ciekawy, ale nie porywający. Można go obejrzeć, jednak nie zrobienie tego nie powinno być dla nas czymś bolesnym i zasługującym na potępienie.
Opiszę teraz fabułę, co jest nierozłączną częścią każdej recenzji. Ben Gates jest zapalonym poszukiwaczem skarbów. Jego rodzina od lat poszukuje zaginionego skarbu templariuszy, ale wszelkie wskazówki prowadzą jedynie do kolejnych instrukcji i tak w nieskończoność. Jednakże Ben znajduje mapę, która może bardzo ułatwić odnalezienie skarbu. Po jego stronie staje technik – Riley oraz piękna pani doktor, będąca z początku po przeciwnej stronie barykady – Abigail Chase. Jest jednak ktoś jeszcze, kto bardzo chce odnaleźć ten skarb. I będzie on próbował bardzo utrudnić Benowi życie.
Jak więc widzimy, nie ma tu jakiś dziwnych i dotąd niespotykanych sytuacji, przewrotnej i zaskakującej fabuły oraz ciekawego spojrzenia na wydarzenia. Możemy się doszukać jakiejś iskierki oryginalności, czemu nie przeczę. Ogólnie fabuła nie jest powalająca, ale także nie zasługuje na większą naganę. Ba! W ogóle na nią nie zasługuje. Ot, zgrabnie skonstruowana historyjka, która może się podobać.
Niestety w „Skarbie narodów” kuleje aktorstwo, jest ono sztuczne i nieprzekonujące. Na przykład taki Sean Bean – gra zdecydowanie za łagodnie, jak na czarny charakter. Sprawia wrażenie jakby nie robił tego z przekonaniem i nie był zadowolony ze swojej roli. Naprawdę tak to odczułem! Co do Cage’a nie mam większych zastrzeżeń. Gra w swoim niepowtarzalnym stylu, co mniej więcej mi odpowiada. Na pewno nie jest to jego najlepsza rola, bo z tych niewielu filmów, które z nim oglądałem, mogę zaproponować przynajmniej jeden, w którym zagrał lepiej. Jeżeli chodzi o resztę, to nie jest zbyt dobra, jak już podkreśliłem – nieludzka. Chociaż jest jeden wyjątek – aktor grajacy Riley’a – Justin Bartha. Bardzo spodobała mi się jego kreacja i śmiało mogę powiedzieć, że to najlepsza postać tego filmu. Dzięki niej możemy odnaleźć w „Skarbie narodów” nieco humoru. Może jakiegoś wielkiego kunsztu aktorskiego nie pokazał, ale wierzę, że w innych filmach bardziej się odnajdzie i wróżę mu obiecującą przyszłość. Diane Kruger i reszta obsady zawiodła, przez co ocena filmu drastycznie spada w dół.
Scenariusz jest jednak ciekawy, bo niekiedy naprawdę można było się pośmiać, a chwilami odczuwałem ogromne zaciekawienie, co wydarzy się w dalszej części filmu. Niestety, były to tylko rzadkie chwile. Jako całość – tekst jest dobry, może nie jakiś szczególny, ale raczej pozbawiony większych wad. A historia, o czym wcześniej mówiłem, dosyć dobrze skonstruowana, ale za mało oryginalna i chwilami nazbyt nużąca.
Prawie cała akcja rozgrywa się w mieście, co moim zdaniem jest nie do końca dobrym pomysłem. Uważam, iż filmy przygodowe powinny odbywać się w jakiś egzotycznych miejscach, gdzie pełno jest wolnej przestrzeni. Takie filmy jak „King Kong”, „Jurassic Park”, czy ostatnio „Piraci z Karaibów” urzekły mnie scenografią. Natomiast miasto jest idealnym miejscem na filmy sensacyjne, ale chyba nie na przygodowe. Nie wiem, może to tylko moje odczucie, którego nikt inny nie będzie w stanie pojąć, ale jednak słowo przygoda nie kojarzy mi się z miastem.
Przejdę teraz do oprawy muzycznej obrazu, która jest jak całość dobra, lecz bez przesady. Nie mogę się zachwycać, tym co zrobił Trevor Rabin, bo nie byłyby to szczere odczucia. Podkład muzyczny jest adekwatny do sytuacji i dobrze wkomponowuje się w film, ale nie ma w nim jakieś szalonej pasji, tego czegoś, dzięki czemu zapamiętamy melodię na długie miesiące. Jest nieźle, narzekać nie sposób, ale kompozytorzy pokazali nam już wcześniej, że można zrobić taką muzykę do filmu, którą będziemy się zachwycać jeszcze długo po seansie (patrz „Gladiator”).
Praca kamery jest (co chyba nie będzie zaskoczeniem) równie dobra, jak cała reszta. Większych błędów nie zaobserwowałem – ujęcia aktorów są kręcone z odpowiednich pozycji, całość prezentuje się dosyć ciekawie i chyba można śmiało powiedzieć, że po Barth’cie drugim najważniejszym człowiekiem pracującym przy produkcji tego filmu jest kamerzysta – Caleb Deschanel. Chwilami wydaje mi się, iż ukazywał nam oznaki swego geniuszu. Warto wspomnieć, że w swojej twórczości ma również takie osiągnięcie, jak kręcenie zdjęć do „Pasji” Mela Gibsona, której niestety nie miałem przyjemności oglądać.
Ogólnie rzecz biorąc – nie zaobserwowałem w tej produkcji słabszych elementów, ale także nie sposób było zobaczyć jakiś szczególnych oznak wskazujących, że to obraz genialny, jak sądzą niektórzy. Może gdyby aktorzy zagrali lepiej, kompozytor skomponował ciekawszą muzykę i poprawiono nieco scenariusz, film okazałby się dużo ciekawszy. Jednakże bez tego gdybania – całość zasługuje na trochę pochwały i trochę nagany. Polecam fanom Cage’a.
Ocena: 6/10
Tytuł oryginalny: National Treasure
Reżyseria: Jon Turteltaub
Scenariusz: E. Max Frye, Cormac Wibberley, Marianne Wibberley, Lowell Ganz, Jim Kouf
Zdjęcia: Caleb Deschanel
Muzyka: Trevor Rabin, Don Harper, Paul Linford
Produkcja: USA
Gatunek: Przygodowy
Data premiery (Świat): 08.11.2004
Data premiery (Polska): 28.01.2005
Czas trwania: 131 minut
Obsada: Nicolas Cage, Justin Bartha, Sean Bean, Diane Kruger