Zabójstwo Jesse’ego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda (2007)

Tylko umarli żyją wiecznie
Rok 2007 przeszedł już do historii Kina i kiedy w przyszłości tworzyć się będzie kroniki tego okresu, z całą pewnością jedno z czołowych miejsc powinno w nich zająć „Zabójstwo Jesse’ego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda”. W mojej opinii jeden z najlepszych, o ile nie najlepszy, western w historii. Nowozelandzki reżyser podjął się arcytrudnego zadania przeniesienia na ekran historii śmierci Jesse’ego Jamesa – jednej z największych legend Dzikiego Zachodu. Zadanie było o tyle trudne, że reżyser postanowił stworzyć obraz zupełnie nietypowy i raczej rozmijający się z oczekiwaniami szerokiej publiki. Zamiast naginać kark do woli mas i producentów, Andrew Dominik poszedł trudniejszą drogą, czego efektem jest film ocierający się o arcydzieło w każdym znaczeniu tego słowa.
Dwudziestoletni Robert Ford chce przystać do gangu braci Jamesów. Młodzieniec zafascynowany jest młodszym z braci, Jesse’m, który już za życia stał się legendą. Zetknięcie Roberta ze swoim idolem będzie jednak pasmem rozczarowań, które doprowadzą do tego, że w chłopaku zrodzi się postanowienie zabicia słynnego rzezimieszka. Problem w tym, że pomysł to jedno, wykonanie zaś drugie i w tej grze zwierzyna łatwo może zmienić się w myśliwego. Jesse nie ufa nikomu, jest czujny i posiada niezawodną intuicję. Rozpoczyna się emocjonująca gra pozorów.
Dominik przedstawia nam swoją wersję autentycznego zdarzenia, które szybko weszło do kanonu legend Ameryki. Jednakże reżyser nie stworzył filmu akcji, lecz pierwszorzędny dramat ze wspaniałym ujęciem psychologii postaci. Robert, nazywany przez wszystkich Bobem, jest swego rodzaju popychadłem. Większość osób traktuje go jako troszkę przygłupiego, naiwnego młodzieńca. Nieszkodliwego, ale też bezużytecznego. Chłopiec bardzo chce udowodnić swoją wartość. Jego idolem jest słynny Jesse James: nieuchwytny, posępny, nieodgadniony. Robert pragnie mu dorównać, pragnie być taki jak on, a raczej pragnie być nim. Przychodzi dzień, gdy podobnie jak jego bracia dołącza do gangu i poznaje samego Jess’ego. Bardzo szybko zdajemy sobie sprawę, że obu łączy specyficzna więź. Więź niejednoznaczna i niebezpieczna. Jesse jest bowiem nieobliczalny. Nikomu nie ufa, żyje w nieustannym stresie, który niszczy jego nerwy i staje się obciążeniem dla psychiki. W stosunku do Roberta jest niestały; czasem okazuje mu szczególne względy, innym razem obojętność. Igra z uczuciami chłopca, aż podczas pewnej kolacji przekracza granicę. Robert może znieść wszystko oprócz naśmiewania się z jego osoby. Zaś kiedy czyni to sam Jesse James, kult jakim go otacza, przeradza się w chęć zajęcia jego miejsca na piedestale chwały. Robert jest jak zraniona kobieta, potrafi kochać bez granic, lecz gdy ją zranisz, kąsa niczym dzikie zwierzę. We dwoje mogli się stać królami Zachodu, Jesse okazał się jednak w rzeczywistości tacy jak inny – mierną imitacją sławy, która go poprzedza. Okazał się niegodny. A skoro jest taki sam, jak pozostali, to można go zabić tak, jak i całą resztę. Dlaczego tego zadania ma nie podjąć się on, Robert Ford?
Pewna egzystencjalna zależność między Robertem a Jessem została pokazana wręcz za kulisami. Obserwujemy ich spojrzenia, słowa, jakie wypowiadają i wiemy, że między nimi wieź jest głębsza, aniżeli na pierwszy rzut oka można by się spodziewać. Fascynacja, niebezpieczeństwo, ich relacje są zastanawiające i zmienne. Jesse zdaje sobie sprawę jaką władzę ma nad Robertem, jednakże z pełną premedytacją odrzuca to, co młodzieniec ma mu do zaoferowania. Co więcej, robi to z ciekawości, z kaprysu, by zobaczyć do czego takie posunięcie doprowadzi. Zdaje sobie sprawę, jak niebezpieczny może być Robert, który nigdy nie zwróciłby się przeciw Jesse’mu tylko dla pieniędzy czy sławy. Natomiast zniewaga jego uczuć może drogo kosztować. Słynny przestępca zdaje się jednak zmęczony swoim życiem. Ciągła czujność, przyjaciele, którzy stają się wrogami, sam przeciwko wszystkim. Ma żonę, dzieci, a jednak wie, że zawsze będzie musiał uciekać, obracać się za siebie, spać z pistoletem w dłoni. Jego rodzina też będzie zmuszona żyć w cieniu jego sławy i przekleństwa zarazem. Wszystkie te uczucie, wątpliwości i rozczarowania prowadzą do wielkiego finału.
Dominik z maestrią rozkłada przed nami tę szachownice emocji i prowadzi swój film do zwycięstwa. Przeszkód na drodze takiego projektu było bez liku, dlatego efekt widoczny na ekranie robi tak piorunujące wrażenie. Można miejscami narzekać na długość, ale nie można zaprzeczyć, że z każdej minuty wieje z ekranu niesamowitym klimatem i precyzją. Scena zabójstwa jest arcymistrzowska, jest to jedno z najlepszych ujęć 2007 roku. Znakomicie ujęty klimat przemijania i rezygnacji, upadku pewnej epoki potęgują niesamowite zdjęcia Deakinsa (za które był nominowany do Oscara) urzekają mistrzostwem. Zarówno mroźne ujęcia zimy, jak i arcymistrzowskie prowadzenie kamery w przyciemnionych, nocnych ujęciach. Brawa na stojąco za tę niesamowitą grę światłem, rozłożenie kolorystyki i nasycenia obrazu. Przepięknie w całość komponuje się także muzyka samego Nicka Cave’a, która nie dość, że łamie wszystkie standardy, to słucha się jej z nieodpartym zdumieniem wyczucia i liryzmu.
„Zabójstwo Jesse’ego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda” nie byłoby tym samym filmem bez rewelacyjnej gry aktorów. Po pierwsze Casey Affleck, który rzuca na kolana. Nie popełnił bodaj ani jednego błędu oddając w stu procentach naturę i charakter swojego bohatera. Ta wspaniała kreacja jeszcze przez długie lata powinna być omawiana i dyskutowana. Brad Pitt też najwyraźniej uznał, że należałoby zostawić w dorobku kilka dobrych ról. Już wcześniej pokazywał, że metka „symbolu seksu” to nie jedyne na co go stać. Miał już w dorobku kilka dobrych, nawet bardzo dobrych ról, ale rola Jamesa to chyba najlepsze jego osiągnięcie i mam gorącą nadzieję, że i jako aktor, i producent nie zejdzie ze ścieżki, którą tym filmem sobie wyznaczył.
Obraz Nowozelandczyka to również kolejne dzieło made in USA, które jest przepełnione nostalgią za czasami, które bezpowrotnie odeszły. Czyżby Amerykanie czuli się aż tak zagubieni w rzeczywistości, którą sami sobie stworzyli? Ten pełen melancholii obraz będący rozważaniem na temat legendy i jej upadku, przemijania, lecz przede wszystkim natury człowieka uwiódł mnie zupełnie. Wielu osobom nie przypadnie do gustu długość filmu czy w ogóle jego konwencja. Dominik stworzył jednak obraz jak na dzisiejsze Kino niezwykły, intrygujący i ze wszech miar godny uwagi.
Tytuł oryginalny: The Assassination of Jesse James by the Coward Robert Ford
Reżyseria: Andrew Dominik
Scenariusz: Andrew Dominik
Zdjęcia: Roger Deakins
Muzyka: Nick Cave, Warren Ellis
Produkcja: USA
Gatunek: Dramat, Biograficzny, Western
Data premiery (Świat): 02.09.2007
Data premiery (Polska): 14.012.2007
Czas trwania: 160 minut
Obsada: Brad Pitt, Casey Affleck, Mary-Louise Parker, Paul Schneider, Pat Healy, Garret Dillahunt, Sam Rockwell