Kino w offensywie

Kino niezależne z definicji jest nie skrępowane, czy to wymaganiami producentów, czy to dużymi kosztami. Dzięki czemu może śmiało kreować własną wizję świata. Powstając gdzieś na uboczu, jest mocnym uzupełnieniem oficjalnego nurtu.
Niezależność po polsku
Gdy jednak mowa o polskim kinie powyższa „definicja” wydaje się brzmieć trochę inaczej. Ulega weryfikacji. A to choćby przez niewielkie pieniądze, jakie przeznacza się na rodzime produkcje. Już z tego względu można by je wszystkie ochrzcić mianem „niezależnych”. Dlatego, chcąc mówić o naszym kinie offowym, czy też niezależnym (granica między nimi jest tak cienka, że wręcz synonimiczna), warto zwyczajnie skupić się na twórczości młodych ludzi, którzy szukają w nim swojego miejsca, kręcąc filmy przy wsparciu przyjaciół, przy użyciu cyfrowego sprzętu i nierzadko porostu za dobre słowo.
To jakże „ inne kino”, przez bardzo długi czas ujawniało swoją twarz, starając się zaistnieć na firmamencie polskiej kultury. Dziś, wśród tej „niszy”, jest coraz więcej ciekawych twórców. Powstało też wiele festiwali, których celem jest promocja „ filmu amatorskiego”, takich jak wrocławskie OFFensiva czy KAN, na którym młodzi ludzie mogą prezentować swoją twórczość. Właśnie, na tym festiwalu złotą KANewkę za całokształt otrzymał Bodo Kox, uznawany za jednego z czołowych twórców niezależnych. Zrealizował on blisko 10 filmów krótkometrażowych w tym bardzo zabawny „Marco P. i złodzieje rowerów”. Jego najgłośniejszym filmem pozostaje jednak pełnometrażowy„Sobowtór.”
Film będący gorzką opowieścią, drwi z konsumpcyjnego społeczeństwa telenowel. Bodo Kox uderza w nim w „rodzime” pseudo artystyczne środowisko. Ujawnia też to, co winno być ideą offu– własny, szczery głos.
Trzecie pokolenie
Kolejnymi „młodymi gniewnymi”, o których trzeba wspomnieć są, Dominik Matwiejczyk oraz jego brat, Piotr.
Ich reżyserska droga rozpoczęła się, gdy dla zabawy, zaczęli kręcić kilku minutowe parodie amerykańskich produkcji. Potem już na poważnie powstały m.in. „Ugór” „ Krew z nosa”, i „ Krótka histeria czasu”- pierwszy film Dominika Matwiejczyka, który trafił do oficjalnej dystrybucji..
Piotr Matwiejczyk w opowiadanych historiach, jakby śladami brata, sprytnie żongluje konwencjami. Świetnie widać to w „Emilii” pomyślanej jako parodia francuskiej „Amelii”, czy też w „Koszmarze minionej zimy”, pastiszu co głośniejszych horrorów. Całkiem niedawno, jakby dla odpoczynku, Piotr Matwiejczyk nakręcił bardzo dramatyczny „Wstyd”. Film, który zaczyna się sceną brutalnego gwałtu na kilkunastoletniej dziewczynce, w ciągłych retrospekcjach stara się ukazać, jak doszło do tej tragedii. Niczym z puzzli złożyć pełny obraz relacji między głównymi bohaterami. Warto zaznaczyć, że film ten nawiązuje formą do „21 gram” Alejandro Inárritu.
„Wstyd” został doceniony i zdobył nagrodę główną na 6 Festiwalu Filmowym Era Nowe Horyzonty w pierwszej edycji konkursu „Nowe filmy polskie”.
Parę lat temu niezależne kino, doczekało się też oficjalnej sekcji na Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni. Można powiedzieć, że właśnie dzięki niej dla szerszej publiczności zaistniał Przemysław Wojcieszek. Na Gdyńskim Festiwalu nagrodzono jego „Głośniej od bomb”. Ten drapieżny obraz ukazuje, w krzywym zwierciadle, archetypy społecznych zachowań, i choć został uznany za debiut, de facto był drugim filmem reżysera. Faktycznym debiutem Wojcieszka, pozostaje „ Zabij ich wszystkich”,nakręcony na czarno-białej taśmie ukazuje świat zdegenerowanych buntowników szukających wyjścia z życiowego marazmu i goniących za wartościami, których, co z góry wiadome, nigdy nie zrealizują.
W filmach Wojcieszka (do tej pory powstały cztery) udało się ciekawie sportretować, młode, stojące na życiowym rozdrożu pokolenie. Pokolenie uparcie szukające szansy na lepsze jutro. Wojcieszkowi w tych prostych historiach udało się przemycić ironiczny humor i pozytywną energię. Dziś jest on chyba jedynym, młodym polskim twórcą, którego można by uznać za niepoprawnego optymistę. I jedynym, którego film prezentowano na najsłynniejszym festiwalu kina niezależnego Slamdace Film Festiwal. W 2002 z jego inicjatywy zorganizowano we Wrocławiu polską edycję tego amerykańskiego festiwalu.
Podobnie jak Wojcieszek, o swoim otoczeniu opowiada powstała z początkiem lat 90-tych grupa Sky Piastowskie. Tworzą ją przyjaciele z osiedla, którzy rejestrują cyfrową kamerą „szarą” codzienność. 2001 roku nakręcili „Że życie ma sens”, kinowy debiut będący z portretem ludzi żyjących w narkotycznym transie.
Wielu twórców polskiego kina „ amatorskiego” z czasem stara się przebić do oficjalnego nurtu (co w efekcie sprowadza się do szukania sponsorów i większych funduszy), w gruncie rzeczy pozostając niezależnymi. Przykładem może być choćby Konrad Niewolski czy Jacek Borcuch. Ten pierwszy po offowym D.I.L-u już z większym rozmachem nakręcił świetną „Symetrię”, a następnie „Palipsest”. Z kolei, Borcuch, młody aktor znany gł. z roli w filmie „Dług” Krzysztofa Krauzego zaistniał jako reżyser offowym „Kallafiorem”. Opowieścią o ludziach, niezwykłych w swojej zwyczajności. Film w klimacie lat 70-tych pokazuje swoich bohaterów w bardzo prozaicznych sytuacjach, łącząc ich dzięki nie mniej prozaicznym epizodom. Tu ktoś kogoś mija na ulicy, tam ktoś na kogoś wpadnie. Kolejnym filmem Borcucha były nostalgiczne „Tulipany”, które kosztowały już ponad milion złotych, więc oficjalnie nie wpisywały się w nurt niezależny.
Nasze kino niezależne, choć czasem bardziej lub mniej udane, ma w sobie pewną świeżość i nowatorstwo. Często podąża ścieżkami, którymi dziś boi się, lub nie chce kroczyć starsze pokolenie twórców. I co najważniejsze, powstaje z miłości do kina. I z pasji.
Czy kiedyś doczekamy się kina niezależnego, które będzie mogło powstawać w trochę korzystniejszych, niż obecnie, warunkach, zachowując przy tym buńczuczną odwagę? Miejmy nadzieję, że do tego czasu głos niezależnych twórców, nie ucichnie.