Gdzie się podziały te dzieciaki?

Podobno jedną z najtrudniejszych rzeczy, z jakimi przychodzi zmierzyć się reżyserowi na planie jest współpraca z dziećmi. Bo pomimo tego, że w przeważającej większości bardzo naturalnie wypadają one przed kamerą, to jednak trzeba nimi umiejętnie pokierować, aby wykrzesały z siebie emocje inne niż nadąsanie spowodowane setnym z kolei dublem.
Niemalże od początku istnienie kina, od czasu do czasu, na ekranie pojawiały się dzieci, które swoimi błyskotliwymi kreacjami wręcz przyćmiewały dorosłych kolegów z planu, lub też popisywały się grą na jedne skrzypce, na swoich barkach utrzymując ciężar sukcesu filmu i spisując się doskonale. Poniżej przedstawiam subiektywne zestawienie 10 dziecięcych (bądź też nastoletnich) aktorów, którzy mogli stać się w przyszłości gwiazdami wielkiego ekranu, jednak z przeróżnych powodów tak się nie stało.
10. Mara Wilson
To nazwisko zapewne już niewiele mówi kinomanom. Jednak niemalże 20 lat temu Mara zadebiutowała u boku Robina Williamsa w „Pani Doubtfire”, a potem zrobiła dwa filmy, które może nie są arcydziełami, ale ja je bardzo lubię. Mowa o „Cudzie na 34tej ulicy” oraz „Matyldzie”. Szczególnie w tym drugim można dostrzec błysk aktorskiego talentu Mary. Nie mam pojęcia, jak te filmy poradziły sobie w boxoffice’ach, ale Mara miała duży potencjał. Uzdolniona, młoda dziewczyna o sympatycznej buzi zapewne świetnie sprawdziłaby się w rolach „dziewczyny z sąsiedztwa”. Ale Mara swój ostatni film zrobiła w 2000 r., a „Matylda” to chyba jej najbardziej znana i najlepsza rola. Co się z nią stało? Ano do końca nie wiadomo. Jej ostatni film zrobił spektakularną klapę, więc dziewczynka najprawdopodobniej wycofała się z filmowego światka. Jednak w 2005 r. rozpoczęła studia aktorskie na UNY, więc być może jeszcze o niej usłyszymy.
9. Jason James Richter
Dość dziwny przykład aktora jednej roli. Chłopak apogeum swoich możliwości osiągnął w wieku trzynastu lat grając Jesse’go w ulubionym filmie obrońców zwierząt „Uwolnić orkę”, a po nakręceniu trzeciej, zupełnie bezsensownej i niepotrzebnej, części przygód wyjątkowo łagodnej orki zniknął z aktorskiego firmamentu. Nie twierdzę, że Jason wyrósłby na przyszłego zdobywcę siedmiu Oscarów, jednak trochę szkoda, że nie miał okazji pokazać się w dorosłym repertuarze. Ostatni film zrobił dwanaście lat temu, więc raczej nie należy spodziewać się jego powrotu na srebrny ekran.
8. Lindsay Lohan
Tak, tak. Obecna królowa bulwarówek i szmatławców wszelkiej maści była kiedyś nieźle zapowiadającą się aktorkę. Jedna z wychowanek stajni Disney’a największe sukcesy święciła grając w filmach właśnie tej wytwórni. I może role w „Nie wierzcie bliźniaczkom” (choć tu moim zdaniem, jak na czternastolatkę, Lindasy bardzo dobrze poradziła sobie z podwójną rolą) czy „Zakręconym piątku” nie należą do szczególnie błyskotliwych, jednak były zapowiedzią solidnej i dość utalentowanej aktorki komediowej. Niestety obecnie prędzej usłyszymy o jej kolejnym wybryku narkotykowym, niż o chociaż przyzwoitej roli, bo od mniej więcej pięciu lat nazwisko Lohan w obsadzie oznacza, że należy jakąś produkcję omijać szerokim łukiem. Karierę dziewczyny prawdopodobnie zniszczyła niezdrowa domowa sytuacja (głownie nieodpowiedzialna matka z przerostem ambicji), a pociąg do alkoholu i narkotyków na pewno nie pomógł.
7. Mary-Kate i Ashley Olsen
Tu właściwie trudno stwierdzić, czy ich kariera kwitnie czy jednak leży i kwiczy. Bliźniaczki, które uczyły się chodzić na planie filmowym „Pełnej chaty”, kręcą regularnie filmy, oczywiście z sobą w roli głównej. Mary-Kate i Ashley zwiedziły już chyba cały glob, w następnym filmie wybiorą się pewnie na podbój kosmosu (dawno nie było żadnego filmu o zwiedzaniu Marsa). Dziewczyny mają własną firmę producencką, linię perfum, ubrań i pewnie też karmy dla psów. Co prawda jakoś udało im się przetrwać w trudnym świecie showbiznesu, ale nie są angażowane przez żadnego poważnego reżysera i też częściej goszczą na łamach prasy bulwarowej, niż na ekranach kin. Zapewne nie takiej kariery oczekiwały one, i ich rodzice, kiedy w 1995 r. nakręcono ostatni odcinek „Pełnej chaty”.
6. Brad Renfro
Chyba najtragiczniejsza postać całego zestawienia. Aktor, który w początkach swojej kariery grywał z najlepszymi z najlepszych- Susan Sarandon, Kevinem Baconem, Ianem McKellanem, Bradem Pittem- i bardzo szybo wspiął się na szczyt, jeszcze szybciej się z niego stoczył. Od drugiej połowy lat dziewięćdziesiątych był stałym bywalcem rozmaitych sal sądowych i posterunków policji, nie był w stanie nawet otrzymać roli w tak kiepskim filmie jakim był „Freddy vs. Jason”. Jego kariera skończyła się z wielkim hukiem, a życie-tragicznie. W 2008 r. Brad przedawkował heroinę.
5. Edward Furlong
Jako trzynastoletni gówniarz Edek dostał gwiazdkę z nieba: rolę w sequelu jednego z lepszych filmów science-fiction ówczesnej dekady. Rola Johna Connora mogła być katapultą do wielkiej kariery, tym bardziej, że Furlong to naprawdę utalentowany aktor, czego udowodnił w „American history X”. Niestety, po raz kolejny błyskotliwy aktor skończył w narkotykowym i filmowym rynsztoku. Furlong chwyta się dosłownie każdej roli, jaka jest mu oferowana, nie zawahał się nawet przed zagraniem u Uwe Bolla, co właściwie można uznać za osiągnięcie zawodowego dna (chociaż Boll ma szczęście to angażowania często niekiepskich aktorów, do swoich boleśnie kiepskich filmów, może gość po prostu dobrze płaci). Jednak biorąc pod uwagę fakt, że Edward wciąż oddycha, można jeszcze liczyć na to, że ktoś da mu szansę na wielki powrót (może Aronofsky postanowi uratować jeszcze jedną, zdewastowaną karierę?).
4. Macaulay Culkin
Człowiek, który gości w polskich domach w każde święta Bożego Narodzenia. Na początku lat dziewięćdziesiątych jego nazwisko w obsadzie gwarantowało, że gawiedź będzie waliła drzwiami i oknami, prowadząc pod pachami swoje pociechy. Choć w jego repertuarze pojawiają się głównie role komediowe, to próbował również swoich sił w poważniejszych rolach, jednak w „Synalku” został aktorsko pożarty przez innego małoletniego, Elijaha Wooda. I kiedy Macaulay miał przed sobą wielką karierę, drzwi do niej zatrzasnęli mu pazerni rodzice, wykłócający się w sądzie o pieniądze syna, który, korzystając z braku rodzicielskiego nadzoru, zaczął eksperymentować z narkotykami, wskutek czego od szesnastu lat nie udało mu się zrobić przyzwoitego filmu.
3. Linda Blair
Może jestem filmowo niedouczona, ale poza „Egzorcystą” nie kojarzę ani jednej dobrej roli Lindy Blair. Granie opętanej przez diabła Regan musiało wyczerpać ją artystycznie i psychicznie, bo pomimo zdobytej nominacji do Oscara, nie zdołała powtórzyć sukcesu z początków kariery. Wciąż gra, ale w filmach podejrzanego pochodzenia, lub też występuje gościnnie w serialach. To chyba jedna z najbardziej zmarnowanych karier w historii kina, bo pomimo, że Linda Blair nie jest obdarzona powalającym na kolana talentem, to miała wszelkie zadatki na to, aby stać się stałą bywalczynią czołówek solidnych filmów, chociażby w charakterze postaci drugoplanowych. Jeśli przyjrzeć się bliżej rolom, o które się ubiegała (Wendy w „Lśnieniu” Kubricka, Vasquez w „Obcym-decydującym starciu” czy Mia Wallace [!] w „Pulp Fiction”) nasuwa się tylko jeden wniosek: Linda miała wyjątkowego pecha do angażowania się w kiepskie projekty, co blokowało jej drogę do występowania w porządnych filmach.
2. Danny Lloyd
Chyba jeden z nielicznych przykładów świadomego zrezygnowania z życia w blasku fleszy. Po roli Danny’ego w „Lśnieniu” można było się spodziewać, że reżyserzy szybko upomną się o to utalentowane, ponoć bardzo inteligentne dziecko. Jednak tak się nie stało i do dziś Lloyd pozostaje aktorem zaledwie jednej roli, a zamiast graniu poświęcił się nauczaniu. Szkoda, bo być może kino straciło jedno z najlepszych aktorskich odkryć lat osiemdziesiątych.
1. Haley Joel Osment
Zaczynał od niewielkiej roli w „Forreście Gumpie”, parę lat później przyszedł „Szósty zmysł”, który to film Osment ukradł Bruce’owi Willisowi. Wydawałoby się, że po tak spektakularnym sukcesie i nominacji do Oscara, aktora czeka błyskawiczna kariera na sam szczyt i zepchnięcie z niego paru Hollywoodzkich zgredów. Jednak tak się nie stało. Osment zrobił co prawda jeszcze co najmniej dwa filmy warte uwagi („Podaj dalej” i „Wakacje Waltera”), jednak od dłuższego czasu nic nie słychać o jego rolach, a przynajmniej nie w filmach, które mogłyby przynieść mu ponowne uznanie w oczach widzów i krytyków. Osobiście mam nadzieję, że jeszcze wszystko przed nim i trzymam kciuki za kolejny przełom w jego karierze.
Powyższe zestawienie, jak już wspominałam, jest mocno subiektywne. Zawiera nazwiska osób, które bardzo chciałabym zobaczyć ponownie na dużym ekranie w jakiejś dobrej roli (może poza bliźniaczkami Olsen, które są wyjątkowo irytujące, ale wspomnienie o nich było po prostu sprawiedliwe). Biorąc pod uwagę fakt, że 90% osób z listy żyje i ma się raczej dobrze, liczę na to, że chociaż część zachwyci mnie w najbliższym czasie jakąś kreacją.