Dom na przeklętym wzgórzu / House on haunted hill (1999)

Oj, ciężkie jest życie recenzenta, ciężkie… Do tej pory oceniłem kilka bardzo dobrych filmów, więc myślałem, że zawsze będzie fajnie, lekko i przyjemnie. Niestety to jest życie i nic nie trwa wiecznie. W końcu musiałem trafić na jakiś gniot. I trafiłem na ”Dom na nawiedzonym wzgórzu.”
Ostatnimi laty namnożyło się nam wszelkiej maści horrorów, zazwyczaj pochodzących z rzekomo pięknej krainy Hollywood. Większość była ułożona według następującego schematu: kilku bohaterów najczęściej uwięzionych w wielkim, starym domu; obowiązkowo przynajmniej jedna atrakcyjna dziewczyna, żeby widz miał na czym zawiescić oko; trochę krwi i ewentualnie jakaś zagadka. Filmów takich spłodzono wiele, przytoczę chociażby takie tytuły jak „Trzynaście duchów,” „Gothika,” „Freddy vs Jason,” „Boogeyman,” „The Ring,” „The Grudge – Klątwa” czy chociażby „Teksańska masakra piłą mechaniczną.” Uff, trochę się ich nazbierało, jednak to i tak nie wszystkie. Większość wyżej wymienionych filmów została wręcz ”zjechana” przez recenzentów, jednak mimo wszystko odnoszą one wielki sukces. Dlaczego? Tego nie wiem. Wiem jednak, że „Dom na nawiedzonym wzgórzu” jest kolejnym z serii tych produkcji…
Fabuła… No cóż, nic specjalnego. Niejaka Evelyn, żona Stephena Price’a, postanawia zorganizować przyjęcie urodzinowe w starym, opuszczonym domu. Aby było ciekawiej kilkadziesiąt lat temu był to szpital, zaś żeby było jeszcze ciekawiej, w owym szpitalu miały miejsce przerażające wydarzenia. A dokładniej – masakra całego personelu. Evelyn tworzy listę gości, jakich oczekuje, jednak Stephen niszczy ją i w tajemnicy spisuje własną. W końcu w domu pojawiają się goście, którzy nie znaleźli się na żadnej z list, wybrani są zaś przez… Zaraz, zaraz, to jeszcze nie to. W domu znajduje się końcowo sześć osób: Evelyn, Price, czarnoskóry Eddie, Blackburn, dwie ładne blondyneczki oraz facet podający się za właściciela. Po dojściu do porozumienia goście oznajmiają, że dostali zaproszenia, na których napisane jest, że jeśli przeżyją w domu do rana, zostaną wynagrodzeni sporą ilością pieniędzy. Niestey dom jest nawiedzony, więc nie będzie tak łatwo. To właśnie dom wysłał zaproszenia, a teraz pragnie zabić wszytskich, którzy są w środku…
Bardzo ciekawe, nieprawdaż? Fabuła to nic innego jak jeden, wielki kicz. Nic nie jest w stanie nas tutaj zaskoczyć. Myślałem, że chociaż zakończenie uratuje ten film. Gdzie tam, twórcy musieli zrobić mi na złość i wykonać je sztampowo. Może chociaż zaskakujące zwroty akcji? Zapomnijcie… Może chociaż jakieś smaczki? Nic, nic, zupełnie nic.
Może aktorzy uratują ten film? Niestety wszyscy grają na tym samym poziomie. Słabym poziomie. Famke Janssen nawet nie próbuje grać dobrze, zaś rola Geoffreya Rusha jest wręcz przerażająca. Niestety nie w znaczeniu horrorowym… Standardowo spotkamy w filmie urocze blondynki, które grać nie potrafią, jednak są świetnym chwytem reklamowym. No, nic, przynajmniej jest na co popatrzeć…
Scenariusz? Nic, na co warto byłoby zwrócić uwagę. Chyba, że na błędy i nielogiczne rozwiązania. Bo co powiecie na następującą scenę: kobieta (w dodaktku blondynka) naprawia elektryczność w budynku, zaś mężczyzna stoi obok niej z założonymi rękoma. Pomaga jej jedynie przyświecając latarką w miejsce, gdzie ona kombinuje z kablami. Trochę mnie to zdziwiło.
Wszystko o czym chciałbym wspomnieć, stoi na tak słabym poziomie, że od razu odechciewa mi się kontynuowania. Może napiszę o muzyce? W filmie wykorzystany został utwór Marylina Mansona pt. ”Sweet Dreams.” Jest to w miarę udany cover Eurythmics. Poza tym nie spotkamy zbyt dużo muzyki prócz obowiązowych horrorowych motywów. Taki standardzik.
Uwaga! Teraz będzie najlepsze, bo opiszę coś, co mi się w filmie spodobało. Tak, nie mylicie się – spodobało. Jest to jeden patent, z pewnością już oklepany, na mnie jednak zrobił niezłe wrażenie. Jest to scena, podczas której blondynka wchodzi z kamerą do jednego ze szpitalnych pokoi. Na środku stoi stół operacyjny. Nic się nie dzieje, jednak gdy dziewczyna spogląda na obraz kamery… Widzi lekarzy rozcinającyh pacjenta. Spogląda sponad kamery na stół – nic. Spogląda na kamerę – lekarze przerywają pracę i patrzą na nią… To jedyna dobra scena w filmie, jaką znalazłem.
Staram się doszukać jakichś pozytywnych części filmu. Naprawdę się staram… I wszystko na nic. Oprócz tej jednej sceny film to po prostu bardzo słaby horror. Przepraszam, błąd. Film to żałosny horror. Dość powiedzieć, że wiele niskobudżetowych filmów klasy B go przerasta. Idę o zakład, że wiele amatorskich fimów go przerasta. Polecam jedynie najbardziej zatwardziałym miłośnikom horrorów.
Tytuł oryginalny: House on haunted hill
Reżyseria: William Malone
Scenariusz: Robb White, Dick Beebe
Zdjęcia: Rick Bota
Muzyka: Don Davis
Produkcja: USA
Gatunek: Horror
Data premiery (Świat): 27.10.1999
Data premiery (Polska): 20.09.2004
Czas trwania: 93 minuty
Obsada: Famke Janssen, Geoffrey Rush, Taye Diggs, Peter Gallagher, Chris Kattan, Ali Larter, Bridgette Wilson