I Love You Phillip Morris (2009)

Miłość oszusta
„I love you Phillip Morris” nie jest komedią w ścisłym tego słowa znaczeniu. I choć najnowsze dzieło duetu Glenna Ficarra i Johna Requa aż kipi od zabawnych sytuacji i dialogów, to jednak w ogólnej konkluzji rys dramatyczny filmu wiedzie tu prym. Zwłaszcza, gdy dowiadujemy się, że opowiadana historia oparta jest na faktach.
Głównego bohatera, Stevena Russela, poznajemy jako wzorowego męża, kochającego i troskliwego ojca, bogobojnego katolika, który, jakby i tego było mało, stoi na straży prawa i porządku. Jest powszechnie lubianym i szanowanym obywatelem, przyjaznym sąsiadem. Jednak ta pozorna sielanka, w której przez lata zamaskował się Steven, nie trwa na szczęście wiecznie. Diametralna przemiana przychodzi wraz z tragicznym wypadkiem samochodowym, któremu ulega bohater. Od tego czasu postanawia on „żyć pełnią życia” i pogodzić się z swoją przez lata tłumioną orientacją seksualną.
Jako zdeklarowany gej odchodzi od żony i córki, kupuje szpanerskie ciuchy oraz dwa psy i wyjeżdża do Florydy. Szybko się jednak przekonuje, że „modne” życie dużo kosztuje i dlatego zaczyna wyłudzać pieniądze od firm ubezpieczeniowych. A że oszustwo ma zwykle krótkie nogi, prędzej czy później Steven Russel musiał trafić do więzienia, które dla przebiegłego geja nie okazuje się jednak zbyt traumatycznym przeżyciem. Dziwnym zbiegiem okoliczności Steven nawet wiele zyskuje, gdyż za kratkami natrafia na miłość swojego życia – wrażliwego i nieśmiałego Phillipa Morrisa (Ewan McGregor).
Jednak raz zaczęty proceder ciągnie się w nieskończoność i kiedy wreszcie bohaterowie wychodzą na wolność, życiem Stevena znów zaczynają kierować oszustwa, wyłudzenia, finansowe przekręty. Ale jak i za pierwszym razem, także i każde kolejne matactwa nie uchodzą bohaterowi na sucho.
W rolę Stevena Russela wciela się Jim Carrey. Ale wszystkich, których przeraża sama myśl o tym, że mogliby na ekranie przez ponad półtorej godziny oglądać tylko jego grymasy i mimiczne wyczyny pragnę od razu uspokoić. To na szczęście nie jest ten Jim Carrey, którego znamy z idiotycznych wygłupów w „Masce” czy „Głupim i głupszym”. Kanadyjczyk po raz kolejny udowodnił, że oprócz komicznych umiejętności posiada także dobry, aktorski warsztat i potrafi odnaleźć się w rolach dramatycznych i wymagających. To Carrey, którego mieliśmy okazję poznać chociażby przy okazji „Truman Show” czy „Zakochanego bez pamięci”.
„I love you Phillip Morris” jest sprawnie zrealizowanym i trochę ponad przeciętnym filmem o prawdziwej miłości. Wszystko to, czego dopuszcza się główny bohater jest bowiem podyktowane prawdziwym uczuciem i szczerą troską o swojego partnera. I choć Russelowi przyszło za swoje (nieco opacznie pojmowane) oddanie zapłacić najwyższą karę, do końca jest przekonany, że było warto.
Tytuł oryginalny: I Love You Phillip Morris
Reżyseria: John Requa, Glenn Ficarra
Scenariusz: John Requa, Glenn Ficarra
Zdjęcia: Xavier Pérez Grobet
Muzyka: Nick Urata
Produkcja: Francja, USA
Gatunek: Dramat, Komedia
Data premiery (Świat): 18.01.2009
Data premiery (Polska): 21.05.2010
Czas trwania: 99 minut
Obsada: Jim Carrey, Ewan McGregor, Antoni Corone, Lance E. Nichols, Michael Showers, Griff Furst