Nocny pociąg z mięsem / Midnight Meat Train (2008)

Dobrych horrorów już się nie produkuje. I jeżeli w ogóle kiedyś będą robione, to na pewno nieprędko. Co by nie mówić: dzisiejsze filmy grozy już ledwo kogo straszą, a do ponadczasowych dzieł, które zapisały się na trwałe w historii kinematografii, nie mają nawet prawa być porównywane. Raz na jakiś czas trafi się ciekawsza pozycja, która może lekko różnić się od pozostałych w swoim gatunku. Ale dzisiaj wszystkie horrory trzeba traktować z przymrużeniem oka, bo sensu nie ma nastawianie się na cudowne doznania ani cokolwiek wybijającego się wysoko ponad normę. Do takich produkcji można spokojnie zaliczyć „Nocny pociąg z mięsem”.
Tytuł brzmi bardzo wymownie. Od razu na myśl może przyjść słowo „rzeźnia” bądź „makabra”, a najczęściej to po prostu żenujący horror. Przyznam, że nie podchodziłem optymistycznie do „Nocnego pociągu z mięsem”, bo gdzie szukać tych nadziei związanych z filmem? W tytule czy w fabule? Nigdzie. Z horrorem już wręcz nie można wiązać żadnych nadziei. Gatunek ten służy teraz tylko i wyłącznie rozrywce pospólstwa, które lubi oglądać krew i wszystko, co spowoduje jej największy rozlew. Jak się okazało „Nocny pociąg z mięsem” to oczywiście przede wszystkim zwykła rozrywka, ale wcale nie w najgorszym stylu.
Kiedy Leon Kauffman staje przed szansą zaistnienia w branży fotograficznej, postanawia zbadać ciemne zakamarki Nowego Jorku. Wybiera metro, które co noc bacznie obserwuje. Pewnego razu ratuje przed zgwałceniem modelkę, która następnie znika w tajemniczych okolicznościach. Kiedy jednego wieczora widzi wychodzącego ze stacji metra człowieka, przypomina sobie, iż ta sama osoba przytrzymała drzwi modelce wsiadającej do pociągu po jego interwencji. Odtąd będzie śledził ów mężczyznę, który oprócz jednoetatowej pracy w rzeźni, dorabia nocami mordując ludzkie ciała podczas ostatniego przejazdu metra, które co noc zjeżdża z trasy, aby dokonały się kolejne zuchwałe morderstwa. Leon stanie do nierównej walki z pociągowym maniakiem, ale czy poradzi sobie z człowiekiem takiej postury, który wygląda niemal jak rasowy twardziel od brudnej roboty?
Mówiąc o zaletach „Nocnego pociągu z mięsem” nie sposób nie wymienić Vinnie Jones’a. Mahogany (czyli ten morderca) jakoś zasadniczo nie wyłamuje się od ogólnie przyjętych wzorców czarnych charakterów – maniaków. Może poza miejscem makabrycznej „pracy”. I chociaż Jones przez cały film nie odezwał się ani słowem, a jego postać ma niezmiennie kamienną twarz, to trzeba było nie lada wyczucia, żeby takiego bohatera odegrać. Jednakże na tym aktorskie pochwały się kończą. Najbardziej muszę zganić Bradleya Coopera (on grał Leona), a właściwie ludzi, którzy go zatrudnili do tego przedsięwzięcia. Nie nadawał się do tej roli. Kompletnie. Od samego początku psuł seans filmu. Nie powiem, że poległ na całej linii, ale naprawdę mocno denerwował. Zwłaszcza, gdy twórcom wyszła postać mordercy, to musieli zepsuć kogoś innego. Leslie Bibb też nie prezentowała się najlepiej. Ale nie gorzej od głównego bohatera. Cóż, jak nie bandyta, to ktoś pozytywny musi w filmie kaleczyć. Tak to już jest.
Ale żeby jeszcze nie było za miło, to możemy dorzucić masę schematów, na których niestety opiera się „Nocny pociąg z mięsem”. Wszystko jest do przewidzenia. Obserwujemy klasyczną już scenę przeszukiwania mieszkania – bacząc, czy morderca nie wchodzi, a tu uwaga – wchodzi niepostrzeżenie. Tego jeszcze nie było…
Wracając do różnych scen, to muszę przyznać, że reżyser wykorzystuje możliwości kamery do maksimum. Prezentuje nad szeroką gamę interesujących i do tego takich wykwintnych ujęć, które oglądamy z największą przyjemnością. Jednak chwilami sceny w pociągu wyglądają tak, jakby Kitamura zaciął się w swojej wizji. W pełni rekompensują to świetne zdjęcia stacji metra, a także w „ciuchci”.
Na co jeszcze warto zwrócić uwagę, to przebieg akcji. Film jest równy. Nie wypala się po pół godzinie ani nie napełnia się po brzegi adrenaliną wynikającą z finałowej potyczki przez końcowe 15 minut. To sprawia, że „Nocny pociąg z mięsem” nie ma prawa się dłużyć, a oglądać go można jednym tchem.
Jeszcze dodać do tego całkiem wymyślne zakończenie, które może lekko zaskoczyć, a otrzymujemy obraz, co prawda prostolinijny, lecz również całkiem nieźle skonstruowany poprzez czarny charakter, zdjęcia i reżyserię (choć tutaj z pewnymi uszczerbkami). Jak na dzisiejsze standardy to i tak dużo, więc należy się cieszyć tym, co mamy, bo z pewnością będzie nam dane zobaczyć coś gorszego.
Ocena: 5/10
Tytuł oryginalny: Midnight Meat Train
Reżyseria: Ryuhei Kitamura
Scenariusz: Jeff Buhler
Zdjęcia: Jonathan Sela
Muzyka: Johannes Kobilke, Nobuhiko Morino
Produkcja: USA
Gatunek: Horror
Data premiery (Świat): 19.07.2008
Data premiery (Polska): 31.10.2008
Czas trwania: 100 min
Obsada: Bradley Cooper, Vinnie Jones, Leslie Bibb, Brooke Shields, Roger Bart