Zły Mikołaj / Bad Santa (2003)

Komedia antyświąteczna?
Jeśli Wasz umysł jest wypaczony po wigilijnym wieczorze spędzonym w towarzystwie stetryczałych ciotek, jeżeli Wasz żołądek przepełniony jest degustacją 12 wigilijnych potraw i wówczas zastanawiacie się, jak zapomnieć o bolącym brzuchu, jednocześnie chcąc uniknąć lejącego się z ekranu telewizyjnego cukru – bo sami macie go wystarczająco dużo we krwi – to powinniście śmiało sięgnąć po „Złego Mikołaja”. W filmie jest wszystko to, czego nie uświadczycie w typowej świątecznej komedii: niebanalna fabuła, tony wulgaryzmów, bohaterowie, będący życiowymi straceńcami i wreszcie krytyka konsumpcyjnego podejścia do Świąt Bożego Narodzenia.
Terry Zwigoff w swoich filmach zazwyczaj opowiada o outsiderach, ludziach którzy nie pasują do świata i jego obyczajów, tkwiąc przez to w maraźmie i samotności. Taki typ bohatera mieliśmy nakreślony w świetnym dokumencie „Crumb”. Opowiadał on o komiksiarzu, który jest bezradny wobec przeszłości, a konkretnie dzieciństwa przeżytego w patologicznej rodzinie. Traumatyczne wspomnienia wracają co chwilę, bohater wykorzystuje je w swojej artystycznej twórczości, przez co nie potrafi wyrzucić ich z siebie, oddzielenie grubą kreską pewnego etapu w życiu i zaczęcie czegoś od nowa staje się dla niego niemożliwe. Nie inaczej sprawa ma się z Enid, wokół której toczy się akcja „Ghost World”. Specyficzna dziewczyna, wyrażająca siebie poprzez oryginalny ubiór oraz sposób bycia, ma problemy z wejściem w dorosłość: nie potrafi odnaleźć życiowej drogi ani dostosować się do żelaznych reguł rządzących światem.
Wreszcie przychodzi czas na Williego, czyli „Złego Mikołaja” – alkoholika, seksoholika i bandyty, który zatracając się coraz bardziej w nałogach, traci sens życia. Radości nie sprawia mu nawet okradanie – wraz ze swoim elfem-asystentem, a w rzeczywistości wyrachowanym karłem – w wigilijny wieczór centr handlowych, a już prawdziwą katorgą jest dla niego siedzenie cały dzień z przyczepioną sztuczną brodą i wysłuchiwanie próśb zblazowanych dzieciaków. Pośród tej szarej, zbitej masy smarkaczy, których marzenia ograniczają się do pokemonowych figurek do Mikołaja zawita także ciekawa jednostka pod postacią sympatycznego grubaska. Chłopiec na co dzień jest ofiarą starszych „kolegów”, jego nieporadność sprawia, że przystaje na bycie workiem bokserskim dla niewyżytych nastolatków. Brakuje mu wsparcia w rodzinie: mieszka z babcią, która umie tylko przyrządzać kanapki i gapić się w telewizor Poprzez serię przypadków Willie trafia do domu chłopca. Początkowo również próbuje wykorzystać jego naiwność i dobroć, ale z czasem zdegenerowany alkoholik zaczyna pomagać młodzieńcowi nabrać pewności siebie, z kolei puszysty dzieciak przypomina oszustowi, że świat nie ogranicza się tylko do gorzały, kradzieży i przygodnego seksu.
Jeśli spodziewacie się filmu-moralitetu, który jasno wskaże, kto jest zły, a kto dobry, to nie sięgajcie po film Zwigoffa. Nie oglądajcie go też, jeżeli spodziewacie się przemiany głównego bohatera na miarę rewolucyjnej metamorfozy Ebenezera Scrooge’a z „Opowieści wigilijnej”. W tym filmie nawet happy end jest jakichś taki mało „happy”. Willie, w kapitalnej interpretacji Billy’ego Boba Thortona, klnie, jak szewc od pierwszej do ostatniej sceny, nie jest i nie będzie wzorem cnót wszelakich, nigdy nie pozbędzie się zapachu gorzały z ust. To są jego słabości, dzięki którym jest po prostu autentyczną i krwistą postacią, podobną nam – zwykłym ludziom. Przemiany wewnętrzne zachodzą w nim stopniowo, nie widać ich na pierwszy rzut oka, bo Thorton tak sprytnie operuje mimiką twarzy, że tylko najuważniejsi widzowie dostrzegą w kącikach jego ust ślad uśmiechu.
Willie w stroju Mikołaja wygląda nieautentycznie: zmęczone i smutne oczy, kłócą się z wizerunkiem wiecznie szczęśliwego dziadziusia, który co chwila raczy swoje dzieci prezentami, komentując wszystko dziarskim „ho, ho!”. Zwigoff krytykuje komercjalizację świąt, ale nie uderza w samą, zresztą szczytną, idee trzech grudniowych dni. Dostrzega jednak, że Boże Narodzenie powoli traci swój pierwotny sens, zamieniając się nie w czas refleksji, zmian, czy obcowania z ludźmi, ale bezładnego krążenia po supermarketach, dążenia tylko do posiadania, a nie dawania. Dzięki tak postawionej sprawie Willie, który nic dla świata nie znaczy, a o goryczy życia próbuje zapomnieć przez alkohol, wcale nie budzi w nas odczuć negatywnych.
„Zły Mikołaj” to film pełen rubasznego humoru, ciekawych zwrotów akcji, posiadający całą gamę osobliwych bohaterów. Zwigoff stworzył kolejne dzieło, które z pozoru wydaje się luźną komedyjką, ale przy głębszym spojrzeniu staje się trafną obserwacją społeczeństwa XXI wieku, współczesną przypowieścią o zagubionym człowieku, który w czasie świąt spotyka wyjątkową osobę i zaczyna odzyskiwać swoje człowieczeństwo.
Tytuł oryginalny: Bad Santa
Reżyseria: Terry Zwigoff
Scenariusz: John Regua, Glenn Ficarra
Zdjęcia: Jamie Anderson
Muzyka: David Kitay
Produkcja: USA
Gatunek: Komedia kryminalna
Data premiery (Świat): 23.11.2003
Data premiery (Polska): 26.11.2004
Czas trwania: 91 minut
Obsada: Billy Bob Thornton, Brett Kelly, Lauren Graham, Tony Cox, Bernie
Mac